FORUM PORTALU ALKOHOLIZM.AKCJASOS.PL Strona Główna FORUM PORTALU ALKOHOLIZM.AKCJASOS.PL
warto rozmawiać...

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: podpartyo
Pią 27 Sty, 2017 13:14
DDA / DDD
Autor Wiadomość
jerry 
przyjaciel forum


Pomógł: 177 razy
Dołączył: 21 Maj 2008
Posty: 9202
  Wysłany: Pon 02 Mar, 2009 07:37   DDA / DDD

Złość ma swoje dobre strony
Marzenna Kucińska

**********************************************************************
Dla DDA złość jest czymś niedobrym, czego trzeba unikać, nie pozwalać, aby się ujawniła. DDA nie zdają sobie sprawy z tego, że może ona dawać energię do zmiany, do przywrócenia porządku, do rozstania się z tym, co złe i szkodliwe.

Złość to pierwotne uczucie. Jest sygnałem, że wokół nas dzieje się coś niedobrego, co należy natychmiast zmienić. Pojawia się w najprzeróżniejszych sytuacjach: gdy jesteśmy głodni lub zmęczeni, gdy ktoś atakuje bliską nam osobę, gdy zarzuca się nam brak troski o najbliższych, gdy czujemy się skrzywdzeni lub niesłusznie oskarżani. Złość przygotowuje nasze ciało do obrony siebie lub kogoś bliskiego, do obrony własnej godności.
Wielu DDA złość kojarzy się z agresją, awanturami, zachowaniem poniżającym godność człowieka. Nauczyli się więc nie reagować złością. Czy jednak jej nie przeżywają? Uczucie złości to swoisty sprzeciw wobec tego, co się dzieje. Towarzyszą mu myśli typu: „Tak nie wolno!”, „On nie powinien tak robić!”, „To niesprawiedliwe!”. Z tego sprzeciwu wyrasta zwykle chęć zrobienia czegoś, często gwałtownego i radykalnego, co uniemożliwi dalsze łamanie praw, reguł, wartości, które zostały naruszone.
Czasami jednak takim działaniom towarzyszy naruszenie godności drugiego człowieka czy reguł grzeczności wobec niego. Zwłaszcza, gdy przybierają one postać wyzwisk, bicia, czy szarpania. Ale można też używać swojej złości bez agresji, bez naruszania czyichś granic. Tak dzieje się wtedy, gdy denerwuje nas zachowanie danej osoby, a my asertywnie jej o tym mówimy, np.: „Drażni mnie, gdy podnosisz na mnie głos”. Jeśli ona nie przestaje zachowywać się w irytujący nas sposób, zachowujemy się zdecydowanie: „Dość tego! Przestań na mnie krzyczeć!”. Gdy i to nie pomoże, możemy posunąć się nawet do szantażu: „Jeśli nie przestaniesz na mnie krzyczeć, to ja stąd wychodzę!”. Jeśli awantura trwa, wprowadzamy słowa w czyn.
Dziecko w rodzinie alkoholowej w wielu sytuacjach może przeżywać złość i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. Czasami złości się, bo nikogo nie ma w domu, a czasami, bo ktoś jest i znowu nie będzie spokoju. Złości się, bo powinno odrabiać lekcje, a nie może się skupić, gdy zza ściany dochodzą gwałtowne krzyki. Złości się, bo ojciec wyżywa się na matce, bo toczy się kolejna awantura, która do niczego nie prowadzi. Zazwyczaj obiektem złości jest pijący rodzic, bo w domu utarło się myśleć i mówić, że to on ponosi za wszystko winę: „Gdyby nie pił, życie byłoby inne”.

Złość budzą jednak także zapracowane, wiecznie nieobecne matki, które usprawiedliwiają swoją niedolę życiową i tkwienie w beznadziejnym związku tym, że „przecież dzieci muszą mieć ojca”. Początkowo dziecko nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że kieruje swoją złość na matkę. Niepijąca matka jest dla niego wciąż źródłem opieki i wsparcia, od niej oczekuje zaspokojenia swoich najważniejszych potrzeb. Gdy jednak nie podejmuje ona radykalnych kroków, które odmieniłyby życie na lepsze, dziecko ma jej za złe, że biernie godzi się na jawną krzywdę i uważa takie zachowanie za przejaw nielojalności wobec niego. To budzi gniew i złość. Pisze o tym Paulina: „Mam ostatnio problem ze złością na ojca (alkoholika), a nawet na mamę. Gdy przyjeżdżam do domu, jestem tak wkurzona, że nie mogę nawet przebywać z ojcem w jednym pokoju, mam ochotę wrzasnąć”.
Jednak – jak wielu DDA – Paulina nie okazuje złości: „Wypracowałam w sobie mechanizm nieodzywania się do ojca, gdy nie jest to konieczne, nie mam ochoty na jakikolwiek kontakt z nim, więc nawet wykrzyczenie tego, o co mam do niego żal, nie wchodzi w grę. To jest taka «słabość», do której «nie mogę się przyznać»”.
Wiele DDA uważa okazywanie złości za dowód własnej słabości. Takiego myślenia nauczyło ich obserwowanie bezsensownych z pozoru ataków wściekłości alkoholika czy awantur między rodzicami. Tymczasem w takich scysjach członkowie rodziny alkoholowej nie tyle walczą o przywrócenie jakiegoś porządku, co wykorzystują złość i agresję, by odreagować część napięcia nagromadzonego w domowej atmosferze. Nikt nie spodziewa się tak naprawdę, że po kłótni alkoholik przestanie pić, a w domu wszystko będzie tak, jak być powinno, ale wszyscy wiedzą, że po kłótni doznają swego rodzaju ulgi i chwilowego uwolnienia od trudnych napięć, jakie czują na co dzień.

W domach rodzinnych DDA nauczyły się też instrumentalnego wykorzystywania złości, po to, by wzbudzić strach, by zostać samym, by poczuć, że się jest dla kogoś ważnym. Wiele DDA ma podobne doświadczenia ze złością jak Aga: „W domu nie rozmawialiśmy o uczuciach, o palącym wstydzie, o niesprawiedliwości, o złości i nienawiści, o niepewności i lęku. Przez wiele lat jedynymi sytuacjami, w których informowałam ojca o moich uczuciach do niego, były kłótnie. Działo się to przeważnie wtedy, gdy był pijany. Wyzwalało to najgorsze uczucia. Na takie zasługiwał i można się było wtedy wyżyć bez wyrzutów. Sprawa się komplikowała, gdy był trzeźwy. Wtedy nie było to już proste, było bolesne. Miałam poczucie, że go krzywdzę, że jestem podła, że nie mam prawa do takich złych uczuć. Nie potrafiłam ich wyrażać nawet w relacji z mamą. Myślę, że w dużej mierze nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mi jest, no i przede wszystkim, czy mogłam się złościć na zachowanie osoby, która starała się być najlepszą mamą i miała stałe zastępstwo za ojca? Oczywiście, że nie. Robiła wszystko, żeby nam niczego nie brakowało. Mieliśmy poczucie, że przy mamie nic złego nas nie spotka, że poradzi sobie z każdą sytuacją. W pewnym momencie zapomnieliśmy o tym, że jest człowiekiem i że tryb życia, jaki prowadziła, to, że się nie oszczędzała, nie dbała o swoje zdrowie, pozostawia ślad. Przypomnieliśmy sobie o tym, kiedy zmarła po drugim wylewie. [...] W domu też nie można było płakać. Denerwowało to mamę, gdy bez powodu nagle zaczynałam szlochać. Denerwowało to też ojca i jak był trzeźwy, robił niemiłe komentarze, po których czułam się jak odmieniec. Kiedyś płacz był dla mnie oznaką słabości, na którą nie mogłam sobie pozwolić. Teraz daję sobie prawo do tego, by być słabą i płakać.
Na terapii zrozumiałam, że nie umiem wyrażać uczuć negatywnych i pozytywnych, a szczególnie, gdy dotyczą one jednej osoby. Dowiedziałam się też, że buduję wokół siebie mur, nie dopuszczam ludzi blisko siebie, choć bardzo potrzebuję kontaktu i bliskości. [...] Tam, gdzie mogło być coś dobrego dla mnie, szukałam podejrzliwie podstępu i byłam zdziwiona, gdy go tam nie było”.

List Agi pokazuje, że złość jest wszechobecna w życiu DDA i łatwo sprowokować jej wybuch. Zwykle ofiarą złości staje się ktoś, wobec kogo najłatwiej ją wyrazić (np. wobec pijanego, dziecka), a nie ten, kto jest jej przyczyną (np. bierna matka). Przyczyną takiego ukierunkowania złości może też być to, że w rodzinach alkoholowych po prostu nie mówi się o pewnych sprawach (np. o alkoholizmie ojca) albo nie wolno wyrażać pewnych uczuć (np. żalu do matki, frustracji z powodu niemożności wywiązania się z obowiązków, itp.). W rezultacie łatwo stać się ofiarą własnej złości, tak jak Aga – zamknięta w sobie, unikająca kontaktów z ludźmi, bez przyjaciół.
Trudno się zatem dziwić, że DDA często lękiem reagują na złość, zwłaszcza gdy nie wiedzą, jak sobie z nią poradzić. Boją się też czyjejś złości, bo doświadczenie mówi im, że pod jej wpływem ludzie stają się agresywni, a czasami nawet nieobliczalni. Zwykle kiedy pojawia się złość, DDA przeżywają mieszankę uczuć i myśli trudnych do zniesienia, podobnych do tego, co opisuje Asia: „Czuję taką złość! Gdybym tylko mogła... Chciałabym zniknąć. To całe życie takie trudne. Kiedy już mi się wydaje, że coś kumam – nagle zwykła, ta najtrudniejsza codzienność, kłótnia o nic. I znów chcę rwać włosy z głowy i krzyczeć: «Nienawidzę cię Asia! Za to, że nic ci nie wychodzi! Halo! Pomocy! Nie wytrzymam już!». Często miewam zmienne nastroje, jakieś dziwne ataki złości, lęku, itp. A potem nie czuję zupełnie nic... Męczy mnie to strasznie”.

Niewyrażona, stłumiona złość uderza w same DDA, odbiera im energię, dręczy – jak to określa autor jednego z listów – „chorymi myślami, które zawsze obierają jakiś trudny, często wyimaginowany kierunek... [...] Potem, kiedy mi przechodzi, chce mi się wyć z bezsilności...”. Odreagowują ją na sobie, na bliskich, na ukochanym psie. Pogrążają się w smutku, beznadziejności, czasami nawet w depresji. Myślą, że złość jest destrukcyjna i nie należy jej okazywać, bo nic dobrego z tego nie wyniknie, że jeśli ją okażą, to wszystko potoczy się znacznie gorzej, dojdzie do wybuchu i nikt już nie będzie panował nad sytuacją. Niektóre DDA uważają, iż skoro odczuwają złość, to są złymi ludźmi: „Jakby tkwił we mnie diabeł”, „Jeśli się złoszczę, to staję się taki jak moi rodzice. Nie chcę być taki jak oni”.
Często dopiero w trakcie terapii DDA odkrywają, jak wielkie są pokłady ich złości. Pisze o tym Maja: „W moim życiu jest mnóstwo ukrytego gniewu, skierowanego do moich rodziców. O to, że nie byłam dla nich najważniejsza, że nie potrafili mnie zaakceptować, że »ryby i dzieci«..., że wciąż są ze mnie niezadowoleni, bo nie spełniłam ich oczekiwań, choć nie wiem, co to znaczy. Nie pozwalali mi na wyrażanie swoich emocji, miałam być zawsze najlepsza, uśmiechnięta. Złość – absolutnie! »Złoszczą się niegrzeczne dziewczynki«. Nie umiem sobie z tym gniewem i złością poradzić, bo jej źródłem są najbardziej kochane przeze mnie osoby”.
Dobrze jest odczuwać złość, bo ona daje nam siłę i determinację do tego, by walczyć o to, co dla nas ważne, by przywracać porządek tam, gdzie został zburzony. Jest źródłem wielkiej mocy. Pod jej wpływem człowiek jest w stanie pokonać silniejszego od siebie napastnika, przetrwać w najgorszych nawet sytuacjach i zwyciężyć, czerpiąc siłę z wiary, że to on ma rację.
Im większa jest złość, tym prawdopodobnie mocniejsze było w przeszłości zranienie. Daje ona jednak impuls do oczyszczenia rany, nawet jeśli jest to bardzo bolesne. A to oznacza, że złość może być konstruktywnym uczuciem, które da się wykorzystać do obrony siebie, a nie przeciwko innym.
Konstruktywne wykorzystanie złości jest jedną z umiejętności społecznych. Stwarza możliwości zmiany otoczenia, siebie, wspomnień. Powoduje przypływ mocy i daje poczucie sprawczości. Trudno się jednak tego nauczyć z książek. Najlepszą szkołą są realne sytuacje, kontakty z ludźmi – warto podpatrywać tych, którzy potrafią konstruktywnie się złościć. Tych umiejętności można się też nauczyć na treningach asertywności, umiejętności społecznych, czy radzenia sobie ze złością. Takie zajęcia organizowane są przez wiele placówek psychoterapeutycznych.
Po terapii DDA czują siłę do tego, by rozluźnić swoje związki z raniącymi je ludźmi, by podjąć wyzwania, których wcześniej się bały, by stawać w obronie swoich praw i dbać o własne sprawy. Bo w złości ukryta jest moc, a od nas zależy, jak ją wykorzystamy – konstruktywnie czy destrukcyjnie.

************************************************************************

źródło: http://charaktery.eu/dda_...e-dobre-strony/
 
 
 
jerry 
przyjaciel forum


Pomógł: 177 razy
Dołączył: 21 Maj 2008
Posty: 9202
Wysłany: Pon 02 Mar, 2009 07:41   Opuszczone dzieci

Opuszczone dzieci
Marzenna Kucińska

**********************************************************************

Rodziny z problemem alkoholowym są bardzo różne. W jednych dzieci mają dobrą sytuację materialną, chodzą do dobrych szkół i spędzają wakacje za granicą, w innych brakuje wszystkiego.

W jednych na porządku dziennym i nocnym są awantury i krzyki, w innych dzieci nawet nie bardzo wiedzą, dlaczego ojciec znika z domu na wiele godzin albo czemu między rodzicami są ciche dni. Ale jedno doświadczenie jest wspólne dla DDA, niezależnie od środowiska i domu – opuszczenie.
Opuszczenie dzieci przez rodziców kojarzy nam się zwykle z fizycznym porzuceniem, kiedy to są one oddawane do domów dziecka lub pozostawiane na ulicy. W rodzinach alkoholowych takie sytuacje też mają miejsce, mam jednak na myśli nieco inny, choć nie mniej bolesny rodzaj opuszczenia dzieci przez rodziców – pozostawienie bez pomocy i wsparcia wobec trudnych sytuacji i emocji, zazwyczaj przerastających dziecięce możliwości. Wielu Czytelników w listach opisuje historie samotnego mierzenia się z najciemniejszymi stronami życia od najwcześniejszych lat, historie podobne do tej: „Pamiętam wiele bolesnych scen, kiedy ojciec wracał pijany z pracy, pamiętam, jak krzyczał na mamę, na mnie, na brata. Mama zawsze udawała przed ludźmi, przed nami, a może i przed samą sobą, że nie ma problemu. Nigdy się nie mówiło o alkoholizmie. Był to temat tabu. [...] Prawdziwe piekło rozpoczęło się, kiedy matka wyjechała do pracy za granicę, zostawiając nas pod opieką ojca: awantury, ciągłe krzyki, kłótnie o jeden brudny widelec w zlewie. [...] Ojciec, gdy był już naprawdę pijany i wkurzony, wyżywał się na mnie, używając również siły fizycznej. Co wtedy czułam? Ogromny strach, ogromną samotność, lęk, złość, brak nadziei, że to się kiedykolwiek skończy. Myśli miałam przeróżne: o samobójstwie, o ucieczce z domu, o szukaniu pomocy. Nigdy jednak nie zrealizowałam żadnego z tych pomysłów”.
Gdy pytam wprost DDA o doświadczenie porzucenia, zwykle odpowiadają, że nic takiego nie miało miejsca. A przecież opuszczenie to nie tylko pozostawienie dziecka na ulicy czy brak jedzenia. To także zaniedbywanie przygotowania posiłków, czystości dzieci, zostawianie ich samych na wiele godzin. A takich sytuacji w doświadczeniu DDA jest zwykle wiele.

Poza zaniedbaniami potrzeb fizycznych, DDA doświadczają także braku uwagi, wsparcia oraz bliskości emocjonalnej ze strony dorosłego. Tak opisuje to jedna z Czytelniczek: „Pochodzę z rodziny inteligenckiej – mama jest nauczycielem, a ojciec adwokatem. Odkąd pamiętam, tata pił. Mama pracowała za dwoje, dając korepetycje, robiąc tłumaczenia, prowadząc kursy, co automatycznie łączyło się z faktem, że rzadko czy też nieregularnie bywała w domu. Już w wieku 9 lat zostawałam z moim o dwa lata młodszym bratem i tatą sama, gdy mama wyjeżdżała na 2 tygodnie na kursy językowe. Były to dla mnie najgorsze momenty – dostawałam pieniądze, musiałam opiekować się bratem i dbać o dom. Do tego dochodził jeszcze fakt, że do moich »obowiązków« należało również pozbywanie się nietrzeźwych kolegów mojego ojca. Do tej pory czuję niemoc, która mnie ogarnia, gdy o tym pomyślę, a jednocześnie odczuwam niesamowite zacięcie, które chyba było i jest motorem moich działań”.

Dziecko pozostawione samo sobie ze swoimi potrzebami i emocjami, z sytuacjami, które je przerastają, czuje się niechciane, niepotrzebne, niekochane. Z czasem pojawia się w nim poczucie bezwartościowości wyrażające się w myślach typu: „jestem nikim”, „jestem do niczego”, „jestem niepotrzebny”, które w dorosłym życiu bardzo przeszkadzają poczuć się równym innym ludziom.
Poczucie opuszczenia wywołuje w dziecku strach, który wynika z faktu, że samo, bez pomocy rodzica, nie jest w stanie przeżyć. Ten pierwotny lęk ogarnia całe ciało, ale dziecku trudno go wyrazić. Staje się wtedy marudne i napięte, czasami płaczliwe, a czasami agresywne. Nocą często śnią mu się koszmary, w których przeżywa związany z byciem samym lęk wobec strasznych rzeczy dziejących się we śnie.

Płaczliwość i agresja to dwa podstawowe dziecięce sposoby na ujawnienie lęku. Przerażone dziecko płacze, by zaalarmować innych, że dzieje się coś złego, lub mobilizuje swój gniew, by stawić czoła zagrożeniu. Ale w rodzinie alkoholowej płacz dziecka i jego gniew rzadko są akceptowane, bo oznaczają, że czegoś potrzebuje, że rodzic nie jest wystarczająco dobry, zatem dziecko szybko uczy się je tłumić. Z czasem taki tłumiony gniew przekształca się w rozżalenie i nieufność do świata i ludzi, a płacz w poczucie osamotnienia i smutek. Nieufność oznacza, że dziecko nie było w stanie zaufać swoim rodzicom, bo zabrakło ich, gdy byli naprawdę potrzebni. Próbując zbudować spójny obraz świata i siebie, dochodzi do wniosku, że na nikogo nie może liczyć, zatem nikomu ani niczemu nie może zaufać. Z kolei osamotnienie i smutek sygnalizują, że najważniejsza dla dziecka osoba wiele razy opuściła je w trudnych momentach. Aby ustrzec się przed powtórzeniem tego przeżycia, może ono postanowić, że już nigdy nikt nie będzie dla niego aż taki ważny albo że znajdzie osobę, która już nigdy go nie opuści („Jeśli będę mu potrzebny, to mnie nie zostawi”).
Pod osamotnieniem i smutkiem DDA skrywają zazwyczaj uczucie głębokiego skrzywdzenia. Czasami mają wokół siebie wielu ludzi, a mimo to czują się samotne i smutne. Jakby była w nich głęboka, niezagojona i nie dająca się wyleczyć rana: „Wiele osób byłoby szczęśliwych, mając takie życie jak moje, a ja nie jestem. Jestem sama, ciągle smutna, ciągle głęboko nieszczęśliwa, wciąż brakuje mi czegoś. Czasem myślę, że lepiej nie żyć niż żyć z tym bólem i smutkiem”. Dziecko może zrozumieć, że dla ojca picie jest najważniejsze na świecie. Może zrozumieć, że matka nie zajmuje się nim, bo ma tyle ważnych spraw i potrzeb. Nie może jednak poradzić sobie z poczuciem bycia kimś zbędnym, nieważnym, z poczuciem odrzucenia, pominięcia.

Często DDA uświadamiają sobie te odczucia dopiero, gdy wpadną w „dołek”, ale wtedy starają się zrobić wszystko, żeby je stłumić – boją się, że jeśli pozwolą, aby ogarnął je ból i smutek osamotnienia, to zanurzą się w rozpaczy bez dna: „Boję się, że nigdy nie przestanę płakać”. Bezpieczniej więc jest kontrolować te trudne stany, pokazując na zewnątrz złość lub poczucie krzywdy. Za nimi jednak kryje się ogromny lęk dziecka, które wie, że samo, bez pomocy rodzica, nie jest w stanie przetrwać; które wie, że tylko rodzic może zaspokoić podstawowe potrzeby. Zarówno jego fizyczna nieobecność, jak i jego brak zainteresowania potrzebami dziecka oznaczają, że może ono nie przeżyć. Jedynie z pozoru taki lęk jest atawizmem. W lipcu tego roku media doniosły o śmierci dwóch małych chłopców, którzy wypadli przez okno, gdy ich matka piła w sąsiednim pokoju. Zatem lęk, jaki dziecko odczuwa, kiedy rodzic je zaniedbuje, służy przetrwaniu. I jak każde z pierwotnych uczuć jest wszechogarniające i trudne do ukojenia – póki nie znajdzie się ktoś, kto stanie się dla DDA symbolicznym rodzicem, chroniącym je i zaspokajającym jego potrzeby.
Dla wielu DDA ukojenie lęku związanego z poczuciem opuszczenia jest równoznaczne ze znalezieniem kochającego partnera. Mówią: „Jeśli ktoś mnie w końcu pokocha, wszystko będzie inaczej” i poszukują kogoś, kto naprawdę się o nie zatroszczy. Zwykle szukają partnera podobnego do rodzica, od którego oczekiwali opieki i wsparcia. Nieważne wtedy, czy był to rodzic pijący, czy niepijący – ważne, że był emocjonalnie bliższy.
DDA, które w ten sposób radzi sobie z lękiem przed opuszczeniem, myśli tak: „Mogę przeżyć, póki jesteś ze mną”. Jest więc w stanie partnerowi wiele wybaczyć. Aby nie czuć się zupełnie niepotrzebnym i opuszczonym, godzi się czasami nawet na picie, zdrady, czy przemoc ze strony partnera. Niekiedy toleruje także przemoc partnera wobec dzieci – byleby tylko nie odszedł, bo wtedy wróci ból opuszczenia. Taka relacja nazywana jest współuzależnieniową, gdyż DDA uzależnia swoje życie i dobre samopoczucie od partnera: czuje się potrzebne i wartościowe, jeśli on chce z nim być, albo bezwartościowe i zbędne, jeśli partner przestaje się nim interesować.

W wielu rodzinach alkoholowych opuszczenie dziecka przeplata się z okresami obecności, silnie nacechowanej uczuciowo. W chwilach obecności rodzic okazuje dziecku, jakie jest dla niego ważne i jak bardzo je kocha, jednak wkrótce potem znika, zrzucając na jego głowę własne obowiązki. W takiej relacji miłość oznacza opuszczenie.
Ania zawsze doskonale wiedziała, że jest dla swojej mamy bardzo ważna, ważniejsza niż ojciec, który pije, i ważniejsza niż młodsze rodzeństwo, które niewiele rozumie. To z nią mama naradzała się, jak przeżyć do końca miesiąca i jak zadbać o młodsze dzieci. To ona gotowała obiady, chodziła na wywiadówki i dbała, by rodzeństwo odrabiało lekcje. Czuła się jednak przeraźliwie samotna. Jej rodzeństwo miało ją. A ona nie miała nikogo, kto byłby z nią w chwilach, gdy sobie nie radziła, gdy coś ją przerastało. Wyrosła w poczuciu, że jest ważna, jeśli jest komuś potrzebna.
Tymczasem komunikat płynący od matki brzmiał tak naprawdę: „Kocham cię, ale idź sobie już, nie zawracaj mi głowy”. Ania uznała więc, że jeśli ktoś ją kocha, to może ją wykorzystywać, może zrzucać jej na głowę swoje obowiązki, może się nią wyręczać, a ona nie ma prawa oczekiwać nic w zamian. Związała się z partnerem, który pracuje za granicą i przez całe tygodnie nie ma go w domu. A kiedy przyjeżdża, to najważniejsza jest dla niego jego rodzina. Przekaz: „Kocham cię, więc nie zawracaj mi głowy” jest nadal obecny w życiu Ani, która coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że wcale nie jest ważna ani kochana, choć nie rozumie, dlaczego: „Inni zazdroszczą mi takiego życia: mam dom, kochającego partnera, żadnych kłopotów finansowych, spełniam się w pracy. A ja już nie mogę dłużej tak żyć”. Ania uwikłała się w związek, w którym znowu przeżywa to, co przeżywała jako dziecko. Nadal jednak nie znalazła sposobu na to, by mieć kogoś, kto o nią zadba i będzie z nią, kiedy ona tego potrzebuje.
Inny rodzaj związku, w którym miłość oznacza opuszczenie, stworzył Rafał. Jego mama piła i nie było jej w domu tygodniami. Zajmował się wtedy domem i rodzeństwem. Kiedy mama trzeźwiała i wracała, zalewała ich swoją miłością, obdarowywała prezentami, składała obietnice, że teraz już wszystko się zmieni i przez kilka dni lub tygodni była naprawdę wspaniałą matką. Potem jednak znowu znikała i nie wiadomo było, kiedy wróci. Rafał zaczął uciekać z domu, kiedy miał kilkanaście lat. Wiązał się ze starszymi od siebie kobietami, pomieszkiwał u nich, brał, co się dawało, i po jakimś czasie uciekał. Bał się wszelkich obietnic, a miłość oznaczała dla niego ból rozczarowania i opuszczenia. Odchodził więc, gdy tylko poczuł, że zbyt mocno się zaangażował, że zaczyna oczekiwać od partnerki czegoś więcej niż seksu i zaspokojenia potrzeb materialnych.

Rafał poddał się terapii. Jednak w jego przypadku zmiana była niezwykle trudna, gdyż utrzymanie jakiejkolwiek dłuższej relacji było dla niego równoznaczne z zagrożeniem i opuszczeniem. Zmieniał więc terapie i terapeutów, bowiem nie mógł sobie poradzić z lękiem przed bliskością.
Ania także trafiła na terapię. Teoretycznie u niej zmiana powinna się dokonać łatwiej, ponieważ utrzymanie stałej relacji nie stanowiło dla niej problemu. Jednak w jej przypadku sama bliska relacja okazywała się swoistą pułapką. Terapeutę potraktowała jako namiastkę dobrego rodzica, dlatego ważniejsze dla niej stało się utrzymanie tej relacji, a nie zmiana wewnętrzna.
Tymczasem wewnętrzne opuszczone dziecko nie potrzebuje namiastki, tylko kogoś, kto naprawdę jest w stanie je zrozumieć, pokochać i wspierać w każdej trudnej chwili. Tylko taki ktoś da mu poczucie bezpieczeństwa, pewności, spokoju i pozwoli skoncentrować się na własnym rozwoju, a nie jedynie na przetrwaniu.
************************************************************************

źródło: http://www.charaktery.eu/...szczone-dzieci/
Ostatnio zmieniony przez Pon 02 Mar, 2009 12:29, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
jerry 
przyjaciel forum


Pomógł: 177 razy
Dołączył: 21 Maj 2008
Posty: 9202
Wysłany: Pon 02 Mar, 2009 07:54   Pod ciężarem lęku

Pod ciężarem lęku
Marzenna Kucińska

********************************************************************

W rodzinie alkoholowej dziecko rzadko kiedy może liczyć na rodzica, bo najczęściej jest czymś zajęty albo go nie ma. Musi więc samotnie mierzyć się z zagrożeniami.

Słowa opisujące lęk znajduję niemal w każdym liście od DDA. Piszą o konkretnym strachu i o paraliżującym lęku, o niepewności, obawach i ciągłym zamartwianiu się. Ale znam także DDA, które uważają, że się nie bały. Nie znaczy to jednak, że nigdy nie poczuły strasznego napięcia w ciele, drżenia mięśni, gwałtownego bicia serca, utraty tchu, czy innych fizycznych objawów lęku. Alicja nazywa ten stan zamrożeniem czy zamarciem: „Chowałam się do szafy i znikałam z tego miejsca i czasu. Wtedy się nie bałam”. Znajomi Alicji uważają ją za wręcz nieustraszoną, a ona sama długo nie rozumiała, dlaczego nagle w samotności traci poczucie kontroli, jej ciało zaczyna drżeć, a z oczu lecą łzy, których nie jest w stanie powstrzymać.
Dziecko, które dorasta w rodzinie z problemem alkoholowym, boi się jak każde inne dziecko. Boi się na przykład, gdy zostanie samo w domu. W przeciwieństwie jednak do rówieśników z „normalnych” rodzin boi się też powrotu rodziców, bo to zapowiedź kłótni, napięcia, niekiedy także przemocy. Boi się, że dostanie karę za jakieś bliżej nieokreślone przewinienie, ale czasem większy strach budzą w nim sytuacje, w których ofiarami wyzwisk czy bicia staje się rodzeństwo lub jedno z rodziców.
Dziecko radzi sobie z zagrożeniami przede wszystkim szukając ochrony i bezpieczeństwa u rodziców: w ich ramionach świat nie jest taki straszny, można czuć się pewnie, widząc ich siłę, można też wiele się nauczyć, obserwując to, jak radzą sobie z trudnościami. Z czasem dziecko potrafi już samodzielnie stawiać czoło wyzwaniom i trudnościom. Umie adekwatnie oceniać zagrożenia oraz rozróżniać, kiedy poradzi sobie samo, a kiedy powinno odwołać się do pomocy innych.
W rodzinie alkoholowej dziecko jest w zupełnie innej sytuacji. Rzadko kiedy może liczyć na rodzica, bo najczęściej jest czymś zajęty albo go nie ma. Musi więc samotnie mierzyć się z zagrożeniami. Jeśli się boi, to nikt go nie uspokoi ani nie zapewni mu ochrony. Niektóre dzieci potrafią same zdusić swój lęk, ale większość tego nie umie.
Dzieci, które z powodu swojego temperamentu silniej przeżywają lęk, mogą przeceniać zagrożenie i wycofywać się z sytuacji, z którymi powinny sobie bez większego trudu poradzić – boją się na przykład bawić z nieznanymi dziećmi, czy zgłosić w klasie do odpowiedzi. O takich dzieciach mówi się, że są wycofane albo nieśmiałe. Lęk ogranicza ich zachowania, a najprostszym sposobem poradzenia sobie z nim staje się unikanie wywołującej go sytuacji: „Jeśli nie zwrócą na mnie uwagi, to uniknę sytuacji, której się boję”.
Z kolei dzieci, które mniej się boją, mogą zupełnie nieświadomie wchodzić w sytuacje naprawdę dla nich niebezpieczne. Wiele DDA ma za sobą złe przeżycia, bo znalazły się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Słyszałam wiele takich historii – pewien chłopiec widział, jak chuligani pobili jego pijanego ojca; pewna dziewczynka została zgwałcona, gdy późnym wieczorem spacerowała samotnie w parku.
Jeśli wcześniejsze kontakty nauczyły dziecko z rodziny alkoholowej zaufania do ludzi, to może ono zacząć uzależniać swoje poczucie bezpieczeństwa od bycia w związku. Myśli typu: „Jestem bezpieczny, jeśli ona się mną opiekuje”, „Sama sobie nie poradzę, ale on mnie obroni”, „Nie jestem w stanie przeżyć sama”, „Nie wyobrażam sobie życia w pojedynkę”, wynikają bezpośrednio z postrzegania świata jako niebezpiecznego, a siebie jako niezdolnego czy niezdolnej do poradzenia sobie w groźnym świecie. Myślący w ten sposób dorosły człowiek boi się bycia samemu, wchodzi więc w relacje, w których jego samopoczucie i wewnętrzny spokój zależą od obecności (bądź nieobecności) partnera.

Dzieci z rodzin alkoholowych często nie potrafią zaufać ludziom, a jednocześnie nie wierzą, że są w stanie poradzić sobie same. Wyobrażają sobie wtedy świat jako dżunglę, w której mogą przetrwać jedynie najsilniejsi, nieliczący się z nikim i z niczym. Wyrastają z nich dorośli walczący o przetrwanie. Przyjmują różne strategie tej walki: jedni stają się bezwzględni, starając się pokonać wszystkie potencjalne zagrożenia, inni ciągle przed nimi uciekają. Wspólny dla nich jest lęk przed ludźmi, których uważają za szczególnie groźnych: fałszywymi, krzywdzącymi, odrzucającymi, itp.
Wiele DDA ciągle zastanawia się: „Jak mnie inni odbiorą?”, „Jak wypadnę w ich oczach?”, „A jeśli mnie skrytykują, to co wtedy?”. Tym obawom towarzyszy poczucie, że jest się gorszym od otaczających ludzi, że się do nich nie pasuje. Nadmierna staje się koncentracja na własnych obawach, a efektem tego jest szukanie sposobów unikania trudnych emocjonalnie sytuacji. Wtedy jednak lęk zaczyna się nakręcać i ujawniać w coraz to nowych okolicznościach.

Skutecznym sposobem pokonania lęku jest zmierzenie się z tym, co go wywołuje. Nie chodzi o to, by się w ogóle nie bać. Chodzi o to, żeby lęk nie paraliżował, żeby pomimo niego podejmować wyzwania, jakie stawia życie. Podejmując je, można poznać, na czym polega zagrożenie i jak się przed nim uchronić. Unikając sytuacji postrzeganych jako niebezpieczne – bez weryfikowania, czy tak jest naprawdę – nie można się zbyt wiele nauczyć. Ci, którzy stosują uniki, oddychają co prawda z ulgą, że „znowu się udało”, ale nadal nie wiedzą, jak radzić sobie z trudnościami. Na przykład komuś udawało się dotychczas wykręcać od publicznych wystąpień. Przyszedł jednak taki moment, że musi zabrać głos przed dużym audytorium. Wtedy ogarnia go poczucie bezradności i przerażenie, myśli: „Ja nie potrafię, spalę się ze wstydu”. Tak naprawdę jednak po prostu nie wie, czy potrafi to zrobić, bo robił wszystko, żeby się tego nie dowiedzieć.
Tymczasem lęk, który towarzyszy nam, gdy robimy coś po raz pierwszy, to rodzaj tremy: „Robię coś nowego, mój organizm jest w pełnej mobilizacji do wykonania tego zadania, czuję, że to ważne nowe doświadczenie. Nie wiem jednak, jakie ono będzie, jak ja sam wypadnę. Robię to po raz pierwszy, więc zapewne moja praca nie będzie doskonała, ale ważne jest samo doświadczenie i możliwość odkrycia, co jest dla mnie łatwe w tym zadaniu, a co trudne”. Mnóstwo ważnych informacji, które trudno dostrzec, jeśli się jest skoncentrowanym głównie na tym, żeby jak najlepiej wypaść w oczach innych. Wielu z nas błędnie interpretuje te sygnały mobilizacji organizmu jako lęk, a tymczasem rzeczywistym jego źródłem jest koncentracja na myśleniu o reakcjach i ocenach otoczenia.
Dorastanie w rodzinie alkoholowej może być źródłem jeszcze innego rodzaju lęku – przed uczuciami. Wyrażanie emocji w takiej rodzinie zamyka się zwykle w dwóch skrajnościach: od „Nie pokazuj, co czujesz” do „Możesz wyrażać wszystko, bez względu na formę czy treść”.
W rodzinie Ani emocje mógł wyrażać jedynie ojciec: niezadowolenie, złość, obrażanie się. Robił to głośno, nie licząc się z nikim i z niczym. Prowokowane przez niego awantury budziły sąsiadów. Uważał, że to żona i dzieci są im winne i zmuszał ich, żeby go za nie przepraszali. Im natomiast nie wolno było okazywać żadnych uczuć: jakiekolwiek próby kończyły się kolejną awanturą. Ania próbowała rozmawiać o tym wszystkim z matką, ale ta tłumaczyła jej, że nie powinna tak myśleć, bo ojciec ich kocha i wszystko robi tylko dla nich. W Ani narastało przekonanie, że jej uczucia w ogóle się nie liczą. Wielokrotnie słyszała, że nie powinna tego tak przeżywać, że najważniejszy jest spokój w domu i to, żeby ojciec nie poszedł się napić.
Wiele DDA zna tylko dwa sposoby radzenia sobie z emocjami: odcięcie się od nich lub ich niekontrolowane wybuchy. Nic więc dziwnego, że czują lęk przed przeżywaniem uczuć, paradoksalnie także tych pozytywnych: przecież kiedy na kogoś liczysz, to boisz się, że cię zawiedzie, a kiedy kogoś pokochasz, to boisz się, że cię zostawi. Uczucia kojarzą się DDA zwykle z dodatkowym cierpieniem, niepotrzebnym obciążeniem, czymś, co utrudnia życie.

W przeciwieństwie do swoich rodziców, którzy nie potrafili nic kontrolować w swoim życiu albo kontrolowali niewiele, DDA stawiają zazwyczaj na kontrolowanie wszystkiego, co dzieje się w ich życiu. Jak pisze Janusz: „Jeśli będę kontrolował to, co wyrażam, jestem bezpieczny. Ludzie nie widzą wtedy mojej niepewności, nieporadności. Sprawiam wrażenie kogoś takiego jak oni”. Kontrola emocji przybiera różne formy:

* staram się nie mówić zbyt wiele lub mówić dokładnie tyle, co inni
* zanim wypowiem coś głośno, układam to sobie w głowie
* swoim zachowaniem dopasowuję się do otoczenia
* mówię lub robię to, czego inni oczekują
* nie mówię tego, co w moim przekonaniu nie spotka się z aprobatą
* nie wyrażam tego, co jest dla mnie trudne
* zamiast tego, co przeżywam, wyrażam to, co według mnie powinienem przeżywać w danej sytuacji
* sam siebie przekonuję: „moje uczucia nie są ważne”, „rozczulasz się jedynie nad sobą”, „rozklejasz się”, „weź się w garść i przestań się mazać”, itp.


Kontrola w wykonaniu DDA polega na tym, że bardzo pilnują tego, co wyrażają, albo że próbują wpływać na otoczenie. DDA wielokrotnie próbowały w dzieciństwie wpłynąć na ojca, by nie pił, i na matkę, by się uspokoiła i nie potęgowała awantur. Ktoś przecież musiał zapanować nad chaosem, który ogarniał i niszczył rodzinę: „Wylewałam po kryjomu alkohol do zlewu. Wiedziałam, że kiedy w domu nie będzie już alkoholu, to położy się spać i będzie spokój”, „Wydawało mi się, że jeśli wszystko będzie w porządku, to on przestanie pić. Dobrze się uczyłem, starałem się być we wszystkim najlepszy”, „Starałam się nie zawracać głowy mojej mamie przynajmniej moimi problemami. Kiedy o coś pytała, zawsze mówiłam, że u mnie jest w porządku, że niczego nie potrzebuję. Nie chciałam, żeby jeszcze mną musiała się zajmować, starałam się być samodzielna”.
Usilna potrzeba kontroli nad sobą i otoczeniem uwidacznia się zwłaszcza wtedy, gdy DDA czuje się bezradne: im mniejszy ma na coś wpływ, tym bardziej stara się go uzyskać. Dlatego dorośli ludzie mieszkają ze swoimi rodzicami, choć dawno powinni wyprowadzić się z domu – boją się jednak, że rodzice zostawieni bez kontroli zrobią sobie krzywdę. Ale czy pozostając z nimi, rzeczywiście mają nad nimi jakąkolwiek kontrolę? Przecież ich rodzice są dorośli. Mogą się zapić, wzajemnie pozabijać albo się zmienić. Nikt nie ma na to wpływu.
U DDA lęk przed utratą kontroli czasem przybiera formę obaw, że sami zaczną pić jak ich rodzice, że będą traktować swoich bliskich tak jak oni albo tak samo destrukcyjnie wyrażać swoje uczucia. Niektórzy boją się, że zwariują, jeśli pozwolą sobie na pełne przeżywanie uczuć. Dobrze wtedy porozmawiać z kimś, np. z psychoterapeutą, o tym, jakie jest prawdopodobieństwo powtórzenia zachowań pijących rodziców.
Niestety, lęk przed uczuciami, utratą kontroli, czy przed ujawnieniem swoich problemów drugiemu człowiekowi mogą bardzo utrudnić korzystanie z pomocy innych ludzi. Maria przez kilka lat chodziła na terapię. Nauczona w domu wyczuwania potrzeb bliskich i ich zaspokajania, szybko odkryła oczekiwania terapeuty. Realizowała wszystkie jego zalecenia, przychodziła regularnie, lepiej potrafiła analizować swoje życie i doświadczenia. A jednak nic się nie zmieniało.

Basia była cierpliwa, rozumiała, że nic nie zmienia się od razu, ale też czuła coraz bardziej, że terapia nie dotyka jej prawdziwych problemów, że ona sama się nie zmienia. W końcu odkryła, że odgrywa przed terapeutą rolę – rolę dobrej pacjentki, tak jak odgrywała i wciąż odgrywa różne role w życiu: dobrej córki, dobrej uczennicy, czy dobrej pracownicy. Te role dobrze chronią ją przed zagrożeniem, jakie wiąże się z pokazaniem prawdziwej siebie. Zorientowała się, że jak zawsze boi się być sobą, że nie okazuje swoich prawdziwych słabości, uczuć i pragnień z obawy przed odrzuceniem przez otoczenie. Prawdziwym wyzwaniem okazało się dla Basi odsłanianie prawdziwej siebie. Gdy poradziła sobie z tym, zmienił się też sposób, w jaki postrzegała siebie i innych.
A zatem: jeśli chcesz się zmierzyć z własnym lękiem, to przede wszystkim musisz go poznać. Na początek zacznij obserwować, jak zachowuje się Twoje ciało, gdy się boisz: co się dzieje z Twoim sercem, oddechem, mięśniami, żołądkiem, itp.? Zwróć uwagę także na myśli, które pojawiają się wtedy w Twojej głowie: uspokajają cię czy wręcz przeciwnie – nakręcają? Naucz się rozluźniać i uspokajać. Możesz korzystać z treningu relaksacyjnego albo z metod, które intuicyjnie nauczyłeś się wykorzystywać, np. modlitwy, medytacji, słuchania muzyki, czy wysiłku fizycznego.
Pamiętaj, że lęk – jak każda emocja – opadnie, jeśli nie będzie wzmacniany. Jeśli boisz się ludzi, to będzie on narastał, dopóki nie zaczniesz do nich wychodzić, z nimi rozmawiać. Z każdym spotkaniem Twój lęk przed ludźmi ma szansę być coraz mniejszy, a Ty zaczniesz nabierać pewności siebie.

*************************************************************************

źródło: http://www.charaktery.eu/...-ciezarem-leku/
Ostatnio zmieniony przez Pon 02 Mar, 2009 12:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
migotka351 
przyjaciel forum



Pomogła: 64 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 09 Maj 2008
Posty: 428
Skąd: łódzkie
Wysłany: Śro 11 Mar, 2009 10:14   pięknie żyć pomimo cz.1

DOŚWIADCZENIE, SIŁA I NADZIEJA: refleksje o drodze zdrowienia dla Dorosłych Dzieci Alkoholików.

Wyrażone tu opinie są subiektywnym odbiciem zdobytej wiedzy i doświadczeń. Każdy ma swoją własną drogę: weź co uważasz za pomocne, a resztę odrzuć. To są inspiracje - WSZYSTKIE ODPOWIEDZI SĄ W TOBIE.



IDENTYFIKACJA


Każda trochę inna,
a wszystkie tą samą nicią połączone,
tym samym wiatrem smagane.


Na początku wcale nie jest łatwo zidentyfikować się z problemem bycia Dorosłym Dzieckiem Alkoholika Pod tymi trzema słowami kryje się tyle bólu, zwątpienia, samotności, rozczarowań, wstydu, buntu, złości... a uczucia te mają tak silną dynamikę, że bardzo możliwe iż od lat nie chcesz dotykać tego tematu, często z lęku że emocje te wypłyną ze zdwojoną siłą i obezwładnią w codziennym życiu. Wcale bym się nie zdziwiła gdybyś był jedną z wielu tych osób, które stwierdziły: przeszłość jest zamknięta, nie ma o czym mówić. Liczy się tylko teraźniejszość albo przyszłość. Może i chciałbym coś poprawić w moim życiu, ale zdecydowanie nie chcę już wracać do przeszłości. Było, minęło. Wiele z Twoich obaw jest uzasadnionych, te uczucia to jak nierozbrojona bomba, która mogłaby eksplodować i bez właściwego zabezpieczenia przyniosłoby to więcej strat niż pożytku. Dlatego nie bez powodu mówi się że w przypadku choroby alkoholowej, która rani całą rodzinę nie da się zdrowieć w izolacji. Niezwykle ważne aby w przeżywaniu tych nieprzyjemnych uczuć znaleźć oparcie w ludziach, którzy nie tylko rozumieją problem teoretycznie, ale wręcz odczuwają go niemal każdą komórką ciała, rozumieją w lot o czym jest mowa, potrafią się podpisać pod większością słów które wypowiada się we łzach lub w złości a czasami z zażenowaniem. Świadomość że jest się naprawdę rozumianym w swych najgłębszych, do tej pory skrywanych emocjach, świadomość że ktoś obok ma podobne doświadczenia większości DDA daje poczucie ogromnej ulgi, wręcz pozbycia się balastu emocjonalnego, który mimo że często ukrywany, to jednak w różnych formach ciążył w codziennym życiu. Na początku zresztą wcale nie trzeba mówić o sobie, już samo wysłuchanie że inni mieli podobnie, uwalnia od ogromnego napięcia, które podskórnie towarzyszyło Ci w życiu. Być może nie spotkałeś jeszcze DDA który Cie zrozumiał i pomógł. Ta książka jest właśnie zaproszeniem do takiego spotkania.

PRZEKRACZANIE POCZUCIA INNOŚCI

W alkoholowej rodzinie jednym z najbardziej dotkliwych uczuć była samotność. W takiej rodzinie problem nadmiernego picia albo się pomijało milczeniem, albo się zaprzeczało (sugerując urojenia i przewrażliwienie tym, którzy ośmielili się o tym wspomnieć) , albo oskarżało się alkoholika (nie ukrywając wprawdzie problemu nałogu ale zazwyczaj ukrywając uczucia które z tym się wiązały). Cechą wspólną Dorosłych Dzieci Alkoholików jest wieloletnie milczenie niekoniecznie na temat samego picia, ale właśnie na temat uczuć z tamtego okresu. Pomijanie dominujących uczuć milczeniem, budowało mur samotności w rodzinie. Życie sprowadzało się do zewnętrznego funkcjonowania rodziny, w odcięciu od uczuć i bliskości. Poza rodziną nie było zresztą lepiej. Ponieważ alkoholizm jest tematem wstydliwym, często piętnującym całe rodziny, również na zewnątrz - w ramach chronienia własnej godności - temat picia i związanych z tym trudnych uczuć również stawał się tabu. W ten sposób dziecko alkoholika murem milczenia i samotności odgrodzone było i od rodziny, i od środowiska. Nie znaczy to wcale że dziecko alkoholika było samotnikiem izolującym się od ludzi. Często wręcz przeciwnie - miało grono swoich przyjaciół, wspólne realizowanie zainteresowań, ot choćby po to żeby wyrwać się z zimnego lub awanturującego się domu. Jednak wielu Dorosłych Dzieci Alkoholików wspomina że, pomimo tych działań, czuło jakąś niewidzialną szybę oddzielającą ich od ludzi i świata. Latami doskwierało im poczucie inności. A przecież nie musi tak być, chociażby z tej prostej przyczyny że problem jest bardziej powszechny niż wielu się wydaje.

W POLSCE JEST PONAD MILION DOROSŁYCH DZIECI ALKOHOLIKÓW

Dlatego jestem pewna, że wśród Twoich znajomych, lub kolegów ze szkolnej ławki, są osoby świetnie Cię rozumiejące z poziomu własnych doświadczeń - liczby mówią same za siebie. O wielu pewnie nawet nie wiesz, bo większość ukrywała przed światem problemy z którymi przyszło im się kiedyś zmierzyć. Ale to właśnie oni są w stanie pomóc Ci w uporaniu z trudną przeszłością.
Bo kiedy DDA ma okazję spotkać się z innym Dorosłym Dzieckiem Alkoholika, które już nie ukrywa tego fragmentu swojego życia i osobowości, kiedy mają okazję porozmawiać o swoich doświadczeniach życiowych i uczuciach - znika poczucie inności, znika poczucie samotności a nawet poczucie wyjątkowo dotkliwego losu. Takie spotkanie jest jak łyk ożywczej wody. Takie spotkanie pozwala pogodzić się z mroczna historią i z większą lekkością wyjść życiu na przeciw. Bo jak powszechnie wiadomo cierpienie przeżywane w samotności urasta do niebywałych i chorobliwych rozmiarów a cierpienie podzielone z drugą, rozumiejącą je osobą, zmniejsza się do rozmiarów ludzkich.

Wskazówki:
Życzę Ci wysłuchania i rozmowy z innym DDA, którego możesz spotkać w swoim środowisku lub w zorganizowanych grupach DDA działających
- jako forum dyskusyjne w internecie www.dda.pl
- przy ośrodkach terapeutycznych dla rodzin alkoholików
- w ramach mitingów, czyli spotkań grup 12 kroków, adoptowanych od Anonimowych Alkoholików

Wszelkich szczegółowych informacji gdzie i kiedy odbywają się terapie lub mitingi DDA najbliżej Twojego miejsca zamieszkania, możesz uzyskać u pełnomocnika ds. Rozwiązywania Problemów Uzależnień (w Urzędzie Miasta) lub w internecie na stronie Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych www.parpa.pl lub na stronie Dorosłych Dzieci Alkoholików www.dda.pl

AKCEPTACJA SIEBIE I SWOJEJ HISTORII JAKO POCZĄTEK ZMIAN

Być może jesteś jedną z tych wielu osób które nie chcą zaakceptować swoje historii, punku życia w którym się jest , i tego jakim się jest . Najprawdopodobniej z obawy przed stagnacją, przed wyrażeniem zgody na to, na co w głębi serca zgody nie ma. Ale paradoksalnie kluczem do zmian jest właśnie akceptacja, która wcale nie jest przypieczętowaniem na wieczność tego co boli lub niechciane , ale początkiem głębokiego zrozumienia bez którego trudno o rzeczywiste i trwałe zmiany. W rzeczywistości akceptacja jest milowym krokiem w kierunku życia za którym tęsknisz, cech charakteru, których pragniesz i marzeń, jakie chciałbyś zrealizować.

I w akceptacji wcale nie chodzi o to żeby litować się nad sobą, wcale nie chodzi o to żeby stawać się nadmiernie pobłażliwym dla siebie. A jednak kiedy uważnie wsłuchasz się w historię innych DDA, kiedy uczciwie spojrzysz na własną historię - trudno zaprzeczać faktom że było się zaniedbanym i emocjonalnie, i wychowawczo . Wielu DDA dostrzega swoje braki, niedociągnięcia i w głębi ducha ma do siebie pretensje, ze nie umie tego lub tamtego jak inni ludzie. Że nie radzi sobie w bliskich związkach tak jakby chciało, albo z własnymi dziećmi, albo nie potrafi się spontanicznie bawić, albo asertywnie odmówić gdy sytuacja tego wymaga ... problemy można mnożyć. To często prawda - ale warto pamiętać, że nie dane Ci było doświadczyć zdrowej miłości i wychowania. Te braki były tak wyraźne, że właśnie dlatego DDA jeszcze jako dzieci marzyły żeby podpatrzeć jak żyją ludzie z tzw. normalnych rodzin. Wielu wspomina że chciało wiedzie co to znaczy normalnie żyć a potem dostosować się do tego wzoru. Ale prawda jest taka, że kluczem do zmian nie jest mechaniczne kopiowanie innych ludzi. Głębokie zmiany zaczynają się od pochylenia nad własną historią, od zrozumienia i współczucia, że wychodząc z tamtych warunków ma się swoje ograniczenia i braki. Od akceptacji starej prawdy, że z pustego to i Salomon nie naleje. I dlatego najpierw trzeba to puste wypełnić, to znaczy zadbać o swoje ważne i niezaspokojone potrzeby.

CECHY DDA

Kiedy DDA zrozumie, że nie jest winne cechom które się w nim wykształciły, łatwiej mu spojrzeć na swoje ograniczenia bez wstydu, po prostu jak na 'chorobę' którą zaraził się w alkoholowym domu. Oczywiście nie jest to choroba w medycznym znaczeniu tego słowa. Ale Twoja osobowość w dużej mierze jest jednak skutkiem alkoholowego środowiska w którym latami przyszło Ci żyć. Wielu DDA bardzo pomaga zapoznanie się z listą charakterystycznych cech DDA:

- dzieci alkoholików zgadują co jest normalne
- myślą, że różnią się od wszystkich innych
- osądzają siebie bezlitośnie
- trudno im się bawić i przeżywać radość
- mają trudności w przeprowadzeniu swoich zamiarów do końca
- dorosłe dzieci alkoholików traktują siebie bardzo poważnie
- trudno im nawiązywać bliskie kontakty
- bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania
- są albo nadmiernie odpowiedzialne albo nadmiernie nieodpowiedzialne
- są niezwykle lojalne (nawet w obliczu dowodów, że druga strona na to nie zasługuje)
- ulegają impulsom
- przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu

Wykaz ten sporządziła światowej sławy terapeutka Janet G. Woititz, zauważając że DDA z którymi pracowała na przestrzeni wielu lat, każdorazowo podpisują się pod większością tych cech. A Ty z iloma cechami się identyfikujesz?

Kiedy ma się okazję spojrzeć na tę listę, zamiast obwiniania siebie, widzi się problem szerzej. Zazwyczaj pojawiają się wówczas myśli: więc nie tylko ja tak mam, więc nie jestem jakimś odmieńcem . Mam nadzieję że w tym momencie poczułeś ulgę a może nawet zaśmiałeś się. W Twoją osobowość wpisany jest syndrom DDA - jak się o tym fachowo mówi. Dzięki tej informacji jest ogromna szansa, że miejsce krytycyzmu zastąpi współczucie (że w alkoholowym środowisku tak musiało to w Tobie się podziać ) i troska ( aby zwyczajnie sobie pomóc, i wreszcie dać sobie wszystko co potrzebne do prawidłowego rozwoju.) Choroba alkoholowa w Twojej rodzinie jest chorobą paradoksów, może być do końca życia twoim przekleństwem a może być katalizatorem do takich potężnych zmian w Twojej osobowości, że w miejsce niezbyt chlubnego syndromu DDA wykształca się zupełnie nowy zespół cech. Co ciekawsze - zespół cech pięknych i rzadkich.

Jeżeli DDA zrozumie, że choroby się nie wybiera, że choroba się ludziom zdarza, i że najlepszym co można zrobić jest jej leczenie - wówczas otwiera się droga do zmian i do nowego, lepszego życia. W tym właśnie sensie akceptacja siebie i swojej historii staje się początkiem zdrowienia i początkiem pisania nowego, piękniejszego rozdziału swojego życia.

Wskazówki:
- Polecam przeczytanie sztandarowej książki dla DDA pod tym samym zresztą tytułem: Janet G. Woititz, 'Dorosłe dzieci alkoholików'.
- Oprócz tego o syndromie DDA, w nieco innym ujęciu, z którym też warto się zapoznać, piszą Timmen L. Cermak, Jacques Rutzky w doskonałym przewodniku po terapii DDA: 'Czas uzdrowić swoje życie. Przewodnik do pracy nad sobą. Kroki w stronę zdrowienia Dorosłych Dzieci Alkoholików'.
- Obydwie książki uważam za podstawowe w obszarze terapii DDA.


MOCNE STRONY DDA
a wydawałoby się, że w tych warunkach nic nie wyrośnie

Jakkolwiek DDA wchodzą w dorosłe życie z wieloma obciążeniami emocjonalnymi, z którymi muszą się borykać. To nie jest prawdą ze mają tylko te utrudniające życie cechy. Wielu z nich często jest wręcz nieświadomych swoich bardzo mocnych stron. Żeby przetrwać, przeżyć i nie załamać się w alkoholowym środowisku, dziecko alkoholika musiało wykształcić w sobie nieprawdopodobną odporność na traumatyczną sytuację doświadczaną przez wiele lat. Dlatego Ci którzy przetrwali, oprócz ran mają również niezwykle mocne strony swojego charakteru, a ich odporność często jest lepiej rozwinięta niż u ludzi dorastających we wspierających domach. Kiedy robi się emocjonalny bilans tego co przyniósł los, nie można zapominać właśnie o tych mocnych stronach, które służą i wspierają również w dorosłym życiu. Wielu DDA, tym którym udało się przetrwać, bardzo lubi wsłuchać się w zaproponowane przez Cermaka i Rutzkyego porównanie życia dzieci alkoholików do tygla w którym topi się szlachetny metal aż do uzyskania czystego złota. Każdy DDA, który przetrwał, ma w sobie takie właśnie złoto, w formie odporności którą nabył w tyglu rodzinnego piekła. Być może jeszcze tego nie dostrzegłeś, ale to przejście próby ognia może być dla Ciebie źródłem zasłużonej dumy, poczucia wartości i pokrzepienia w trudnych chwilach. Dla potrzeb terapii Cermak i Rutzky wyróżnili następujące formy odporności, takie jak:

- inteligencja
- wytrwałość
- kreatywność
- niezależność
- budowanie relacji
- pogłębiony wgląd
- inicjatywa
- moralność
- humor

Być może należysz do tych DDA którzy swoje życie i siebie widzą głównie w czarnych barwach, być może masz zaniżone poczucie wartości, albo masz tendencję do widzenia siebie jako ofiary Jeżeli tak jest, to dla bardziej zrównoważonego obrazu siebie czas uświadomić sobie swoje mocne strony. Jako DDA niewątpliwie masz przynajmniej dwie z tych niezwykle cennych cech, bez których nie mógł byś wyjść obronną ręką z ciężkiej sytuacji, z którą przyszło Ci się zmierzyć jako dziecku. W procesie terapii oprócz dostrzegania swoich ran, koniecznie trzeba dostrzec swój skarb - swoją wewnętrzną siłę. Dla wielu to bardzo budujące okrycie że posiada się w sobie cechy na miarę czystego złota. Cechy, które po zagojeniu emocjonalnych ran mogą Ci służyć już nie tylko do przetrwania, ale do zbudowania pięknego życia w oparciu o tak mocne fundamenty.

DROGI WYJŚCIA

Jak powszechnie wiadomo choroba alkoholowa dotyka całą rodzinę, dlatego nowoczesne formy pomocy są kompleksowe i skierowane nie tylko do alkoholików, ale również do ich najbliższych. Alkoholików leczy się z uzależnienia, natomiast rodziny z tzw. współuzależnienia. W Polsce pomoc dla rodzin alkoholowych jest bardzo rozbudowana, realnie dostępna i w przeważającej części bezpłatna. Ponieważ problem alkoholowy nie jest tylko odizolowanym problemem alkoholika ale w swój krąg destrukcji wciąga osoby z najbliższego otoczenia; ponieważ oprócz cierpienia emocjonalnego nierzadko towarzyszy temu przemoc, ubóstwo czy popadanie w konflikt z prawem - w Polsce alkoholizm traktuje się jako poważny problem społeczny. W celu przeciwdziałania i minimalizowania negatywnym skutków alkoholizmu, została powołana Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA), która koordynuje pomoc osobom potrzebującym, oferuje szkolenia, publikuje literaturę i wyznacza naprawdę wysokie standardy pomocy rodzinom alkoholików.

Dzięki temu, jeżeli zechcesz skorzystać z takiej pomocy, możesz być pewien że jest ona nie tylko w zasięgu ręki, ale że korzysta z najlepszych wypracowanych na świecie rozwiązań w tym zakresie . I tak Dorosłym Dzieciom Alkoholików proponuje się proces zdrowienia, który obejmuje

- terapię grupową (pomoc psychologiczna)
- terapię indywidualną (pomoc psychologiczna)
- uczestnictwo w mitingach DDA (samopomocowe grupy wsparcia)

Terapia grupowa tzw. przeżyciowa pozwala rozliczyć się z traumatycznym dzieciństwem tak aby przeszłość nie rzutowała negatywnie na obecne życie.

Terapia indywidualna daje możliwość skupienia się na tym co teraz konkretnie boli lub przeszkadza w życiu, tak aby dokonywać konstruktywnym zmian w sobie i w swoim zachowaniu.

Mitingi DDA to spotkania grup wsparcia dla osób z tym samym problemem pochodzenia z rodziny alkoholowej. Grupy te wzorowane są na Programie 12 kroków zaczerpniętych z AA i jet to program oparty na duchowym rozwoju jednostki.

Każda z tych form pomocy zapewnia zrozumienie dla tego co przeżywałeś, co czujesz i jak układa Ci się życie, ale oprócz autentycznego zrozumienia możesz liczyć na konkretne drogi wyjścia w przezwyciężaniu trudności z jakimi przyszło Ci się zmierzyć.

Wskazówki:
- Wyczerpujące informacje na temat przebiegu terapii grupowej DDA można znaleźć w przywołanej już książce (wydanej przez PARPA) : T. L. Cermak, J. Rutzky 'Czas uzdrowić swoje życie'.
- Natomiast pełne informacje dotyczące mitingów i Programu w oparciu którego działają, znajdują się na www.dda.pl.
- Grupy DDA, zarówno te terapeutyczne jak i te mitingowe, dla wielu są najlepszym i najbezpieczniejszym miejscem do poruszenia tematów jakie niesie alkoholizm rodziny. Nie ma tam bowiem historii zbyt strasznych lub zbyt wstydliwych. Wiele osób stwierdza, że nigdy wcześniej w tym konkretnym aspekcie swojego życia nie czuło takiego zrozumienia jak na grupach DDA i że wreszcie mają poczucie, iż właściwe informacje kierują do właściwych osób.

WYBÓR W ZGODZIE Z SOBĄ

Nie ma idealnych miejsc i nie ma idealnych ludzi, ale są wystarczająco dobrzy abyś mógł skorzystać z ich doświadczenia, siły i nadziei. W przypadku zdrowienia warto wyzbyć się hamującego perfekcjonizmu i nierealistycznych oczekiwań, stosując mądrą aowską zasadę, że w przypadku zdrowienia lepsze jest spotkanie nie w pełni zadowalające niż żadne. Mając na uwadze tę wskazówkę, która chroni przed biernością i uciekaniem od tego co jest możliwe 'tu i teraz', warto równocześnie dać sobie wybór w obszarze tego co dostępne. Ponieważ ośrodków, terapeutów i mitingów jest dużo, to bardzo prawdopodobne jest znalezienie takiego miejsca, które uznasz że zostało stworzone jakby specjalnie dla Ciebie. W Polsce ta paleta możliwości jest na tyle duża, że można spokojnie próbować dokonać wyboru w zgodzie z sobą, tzn. tak żeby dobrze się czuć z terapeutą i grupą. Ta uwaga jest o tyle ważna że spora część z DDA charakteryzuje się większą lojalnością wobec rodziny niż wobec siebie i podobne zachowania może automatycznie zastosować z wyborze miejsca zdrowienia, uważając że to co czuje nie jest ostatecznie tak bardzo ważne i może nie warto tego brać pod uwagę. Wybór grupy w zgodzie z sobą można więc potraktować jako jedno z pierwszych ćwiczeń wsłuchiwania się w swoje odczucia, szanowania ich i tym samym akceptowania siebie ze swoimi preferencjami i swoją wrażliwością. Wielu DDA przez całe lata psychicznie naginało się do alkoholowej rodziny rezygnując z siebie, a zdrowienie to przecież ma być proces odzyskiwania siebie. Odnalezienie 'swojej' grupy to dla wielu jak odnalezienie swojej przystani, do której będziesz mógł zawitać kiedy zechcesz. Więc jeżeli nie spodobało Ci się jakieś miejsce, to spróbuj znaleźć inne, być może nie to najbliższe w sensie fizycznym ale za to najbliższe w sensie emocjonalnym, najbliższe Twoich pozytywnych odczuć. Wspominam o tym dlatego, że znam osoby, które zraziwszy się jakimiś pierwszym spotkaniem uogólniło te odczucia na wszelką dostępną pomoc. A bywa tak - szczególnie w dużych miastach - że kilka przecznic dalej mogłyby odnaleźć grupę, która przypadnie im do serca od pierwszego spotkania, gdzie poczułyby się na swoim miejscu. Znam również takie osoby, które na szczęście wiedziały że ośrodki, mitingi, terapeuci choć realizują w zasadzie ten sam program to przecież różnie rozkładają akcenty, więc klimat spotkań jest różny - i te osoby niezrażone pierwszym spotkaniem i myślą, że 'to nie dla mnie', znajdowały całkiem szybko i całkiem sporo dla siebie w innym, nieodległym miejscu.

Warto więc spojrzeć na możliwości zdrowienia jak na dobrze zastawiony stół, z którego możesz skosztować tego i tamtego, aby wybrać to co najlepsze dla Ciebie.

Wskazówki:
Jeżeli nie jesteś pewien czy terapia lub miting są dla Ciebie właściwe, na grupach 12 kroków proponuje się uczestnictwo w 5 spotkaniach przed podjęciem decyzji czy z tego korzystać. Propozycja ta jest o tyle praktyczna, że zazwyczaj potrzeba trochę czasu, żeby oswoić się z 'językiem' grupy, jej zwyczajami i panującymi zasadami - a mając więcej informacji, łatwiej jest podjąć właściwą dla siebie decyzję.

UCZUCIA Z PRZESZŁOŚCI

Jak już wspomniałam, wielu DDA nie chce wracać do przeszłości głównie z obawy przed silnymi i nieprzyjemnymi uczuciami, które mogłyby nieoczekiwanie eksplodować. Taka postawa jest w pełni zrozumiała. Niestety te pogrzebane emocje, są jak tykająca bomba, która może wybuchnąć w najmniej oczekiwanym przez Ciebie momencie albo jak źle zabetonowany reaktor jądrowy, z którego sączy się szkodliwe promieniowanie. Dlatego warto zająć się tym w sposób bezpieczny dla siebie i dla ludzi, którym przyszło z Tobą żyć.

Warto wiedzieć, że uczucia nie giną same z siebie tylko dlatego, że je zignorujemy bo są niewygodne. Uczucia bledną tylko wtedy gdy zostaną wysłuchane i uszanowane. Wtedy spełnią swoją funkcję i odejdą, dopiero wtedy zostawią Cię w autentycznym spokoju. W dzieciństwie przeżywałeś mnóstwo trudnych i bolesnych emocji, którymi nie mogłeś się wtedy zająć, bo wtedy musiałeś zbierać wszystkie siły obronne, żeby przede wszystkim z jak najmniejszymi stratami przetrwać całe lata w trudnym środowisku. Tamto zagrożenie to już na szczęście przeszłość, ale uczucia niestety nie znają pojęcia czasu. Dlatego te emocje odsunięte na bok na czas mobilizacji nie znikają, one ciągle w Tobie żyją i mogą od czasu do czasu eksplodować niewspółmiernie do obecnych zdarzeń. Albo sączyć się dzień po dniu, zatruwając Ci wiele pięknych chwil i możliwości, które niesie życie.

Wielu DDA zdarzają się niekontrolowane uczucia gniewu, albo wręcz przeciwnie paraliżującego lęku. Niektórzy tak odcięli się od uczuć, że bliscy im ludzie zarzucają im chłód, dystans obojętność i nieumiejętność otworzenia się na cudze problemy. Znaczna część DDA doświadcza depresji albo nadmiernej powagi w podchodzeniu do życia. Innych natomiast dopada dziecięca bezradność wobec wyzwań które niesie życie.. A może wręcz przeciwnie, ciągle jesteś w pełnej gotowości żeby walczyć i nie dać się.

A może już czas uwolnić się od tego.

Uczucia mają to do siebie że domagają się Twojej uwagi. Jeżeli przestaniesz je odsuwać i dopuścisz do głosu, one zwyczajnie odejdą. Nie znam lepszego sposobu niż szczera rozmowa z drugim, rozumiejącym Cię DDA. Bo jak już wiesz nie da się zdrowieć w izolacji od innych ludzi, od swoich uczuć i swoich doświadczeń.

EMOCJE - TWÓJ WEWNĘTRZNY DROGOWSKAZ

DDA z reguły nieufnie a nawet niechętnie podchodzą do uczuć. Przeżyli już tyle zawiedzionych nadziei ; albo złości która mogłaby wyrządzić krzywdę, gdyby nie silna kontrola; albo smutku, który nie był takim zwykłym smutkiem ale morzem rozpaczy, w której można by utonąć, gdyby ją wtedy dopuścić do głosu... W dzieciństwie te emocje rzeczywiście Cię przerastały, sprawiały kłopot, bo trzeba było ciągle uważać, żeby się nie wyrwały w niewłaściwym momencie. Łatwiej jest kontrolować umysł niż uczucia. Dlatego właśnie DDA, broniąc się przed zalewem emocji, w dorosłe życie przenieśli ten model reagowania: odcinanie się od serca i słuchanie głównie głowy. Ale to jest jednostronne podejście, które jak każde jednostronne podeście w gruncie rzeczy z czegoś Cię ograbia. Słabością DDA jest słaby kontakt z własnymi uczuciami. Powiedziałabym, że to jest wręcz ich pięta achillesowa. Mylą uczucia z myśleniem i nie mają dostępu do ważnych informacji, które mają przecież chronić, wspierać, pomagać w odzyskiwaniu siły, zachęcić lub zniechęcić...

Jak widzisz uczucia wcale nie bez powodu zaprzątają Twoją uwagę. Uczucia właśnie po to są, żeby zwrócić Twoją uwagę na jakiś problem, nagłośnić go, żebyś nie przeoczył czegoś ważnego. Oczywiście nie chodzi o to żeby kierować się w życiu tylko emocjami, z pominięciem rozumu (to też byłaby jednostronność odcinająca Cię od racjonalnej mądrości). Ale obydwa źródła informacji są jak najbardziej do pogodzenia.

Przez moment wyobraź sobie króla, który podczas narady wojennej wsłuchuje się w przemyślane w każdym detalu opinie generałów, strategów (rozum), aby nakreślić najlepszy plan działania, gdy w pewnym momencie wbiega zdyszany posłaniec (uczucia) z pilną wieścią z pola bitwy. Oczywiście posłaniec nie ma takiego oglądu całej sytuacji jak generałowie, jego wiedza jest cząstkowa, ale z drugiej strony wie coś czego nie widzą generałowie, co może zdecydować o przebiegu bitwy. Co robi król? Ignoruje czy poświęca tę dodatkową chwilę? Co robi posłaniec, informuje, czy narzuca swoje rozwiązania? Rolą posłańca jest poinformować króla i odejść po przekazaniu listu, a rolą króla jest podjąć decyzje znając i opinie generałów, i wieści od posłańca. Uczucia informują - Ty decydujesz.

Możesz więc uczucia traktować jak natrętów zakłócających Ci z trudem wypracowany święty spokój, a możesz traktować je jak oddanych Ci posłańców z pilną i ważną wiadomością, z którą warto się zapoznać przed podjęciem decyzji. Tak długo jak emocje są tylko posłańcami, a nie decydentami - uczucia w żadnej mierze nie mogą Ci zaszkodzić, mogą tylko pomóc. Dzięki nim przy podejmowaniu decyzji masz więcej danych i to się staje Twoim atutem a nie słabością.

DZIENNICZEK UCZUĆ

Skoro słabością DDA jest nikły kontakt ze swoimi uczuciami, następnym krokiem jest nauczenie się ich rozpoznawania i brania pod uwagę w swoim dorosłym życiu. Dla ludzi pochodzących z w miarę zdrowych domów, kontakt z uczuciami i właściwe odczytywanie informacji jakie ze sobą niosą, jest czymś tak naturalnym jak oddychanie. Ale nie dla DDA, którzy często ich nie zauważają , albo zakłamują, albo się w nich gubią i nie bardzo wiedza co z nimi począć. O tym, że problem jest powszechny i ważny niech świadczy fakt, że na terapiach dla DDA wymaga się prowadzenia własnego dzienniczka uczuć czasami przez kilka miesięcy, czasami przez rok. Zazwyczaj wieczorem przygląda się wtedy przeżytemu dniu pod kątem pojawiających uczuć.

Dzienniczek uczuć prowadzi się według schematu:
kiedy......(zdarzenie) czułem się .........(uczucie)

przykładowo:
- kiedy się obudziłem, czułem radość
- kiedy spotkałem się z X, czułem...
- kiedy oddawałem szefowi projekt, czułem
- kiedy kładłem się spać, czułem....

Już wiesz o co chodzi. Zadanie w gruncie rzeczy chociaż dla wielu DDA dosyć trudne do rzetelnego wykonania.

Najczęstszą trudnością jest nieumiejętność przypomnienia sobie uczuć towarzyszących danej sytuacji i wówczas DDA protestują, ze oni zwyczajnie nic nie czują, że mają pustkę w głowie. Jednak prawdą jest ze czujesz, bo tym się właśnie różnisz od krzesła lub podłogi, ze coś czujesz. Problemem nie jest więc brak uczuć tylko złapanie kontaktu z nimi - co wymaga treningu i po to jest właśnie dzienniczek uczuć.

Inni mylą uczucia z poglądami i zamiast czuć co czują, to wymyślają co powinni lub czego nie powinni czuć w danej sytuacji - myślę, że się cieszę,..., albo podważają sens swoich uczuć. Najczęściej są to Ci DDA, którzy starają się być zawsze w porządku. Tym osobom w przezwyciężaniu oporów zazwyczaj pomaga informacja, że nie ma czegoś takiego jak złe uczucia, co najwyżej są trudne, nieprzyjemne uczucia. No i jeszcze jedno, - uczucia znajdują się poza moralnością. Dopiero czyny rozpatrujemy w kategoriach moralności. Przecież złość nie musi prowadzić do przemocy, awantury ale może dać siłę do przeciwstawienia się krzywdzącej sytuacji w sposób godny dla jednej i drugiej strony. Uczucia to tylko informacja o jakości kontaktów z otoczeniem, i od ciebie zależy co z tą informacją zrobisz. Sama w sobie nikomu nie zaszkodzi.

Niektórzy DDA zgłaszają problem, że czują prawie w każdej sytuacji złość. Cały ich dzienniczek zapisany jest złością i jej odmianami. Kiedy ta złość jest taka dominująca, wszechobecna, warto sobie zadać pytanie czy nie jest to przykrywka dla innego uczucia. Skąd ta zamiana? Być może w Twoim chorym domu do pewnych uczuć nie wypadało się przyznawać, bo trzeba było być zawsze silnym więc nikt głośno nie mówił o smutku, albo lęku, albo bezsilności, ale jak najbardziej wypadało się w każdej dotkliwej sytuacji pozłościć. Poza tym złość daje poczucie siły - niektórym łatwiej przeżyć złość niż smutek że ktoś jednak zlekceważył, zignorował, zapomniał ... Jeżeli to dotyczy Ciebie możesz w dzienniczku pisać : poczułem złość, a pod tą złością czułem ...
Ale bywa też odwrotnie. Że dominuje uczucie wszechogarniającego smutku, które kamufluje nie wyrażaną złość. I wtedy czas dopuścić do głosu złość.

Dla wielu problemem jest zagubienie się w mnogości uczuć i nieumiejętność ich nazwania, dlatego na początku można sobie zadanie uprościć i rozpoznawać uczucia podstawowe takie jak GNIEW, SMUTEK , RADOŚĆ, STRACH , WSTYD, a po pewnym czasie zacząć sięgać do ich różnych odcieni. W załączniku znajdziesz taką poszerzoną listę uczuć.

Oczywiście prowadzenie dzienniczka uczuć nie jest sztuką dla sztuki. Ostatecznie chodzi o to, żeby wyrobić w sobie nawyk, aby w różnych sytuacjach dnia codziennego, w kontaktach z ludźmi, zadawać sobie to proste pytanie: co ja tak naprawdę w tym momencie czuję? Ponieważ to właśnie uczucia są Twoją przepustką do nowego życia, do życia w zgodzie z sobą.
ABECADŁO UCZUĆ

Najprościej rzecz ujmując uczucia informują Cię na ile dana sytuacja, rzeczywistość, relacja jest dla Ciebie ważna i czy Ci służy, czy wręcz przeciwnie. Kiedy uświadomisz sobie i nazwiesz emocje, to łatwiej będzie odkryć jaką wieść przynoszą. Takim abecadłem uczuć są następujące informacje:

lęk - informuje o możliwym zagrożeniu - uciekaj albo zachowaj ostrożność
złość - mobilizuje energię i dodaje sił żeby walczyć o to co dla Ciebie ważne .
smutek - mówi o poniesionej stracie. Domaga się przeżycia żalu po stracie, czasami żałoby i pożegnania się, a potem wyruszenia w dalszą drogę i poszukania innej formy zaspokojenia swoich potrzeb
poczucie winy - uświadamia ze naruszyłeś ważne dla siebie normy
radość - ze dobrze Ci z daną sytuacją, osobą

A teraz zobacz co się dzieje, gdy tłumisz te emocje:

kiedy tłumisz lęk - ryzykujesz wpakowaniem się w kłopoty, zlekceważeniem zagrożenia; kiedy tłumisz złość - prawdopodobnie tkwisz w sytuacjach lub związkach, które wcale Ci nie odpowiadają, co gorsza niewyrażone napięcie może powodować jakieś bóle w ciele lub czasami depresje; kiedy tłumisz smutek - nie przyjmujesz do wiadomości straty i nie szukasz innych form tego czego potrzebujesz; kiedy tłumisz wstyd - nie zmieniasz swojego zachowania i nie czynisz zadośćuczynienia.

A ponadto tłumiąc uczucia, tracisz mnóstwo energii życiowej, żeby te emocje zepchnąć do podświadomości a potem być czujnym aby nie wydostały się na powierzchnię. A przecież tę samą energię mógłbyś przeznaczyć dajmy na to na realizacje swoich marzeń...tych małych i tych niepospolitych; na realizację swoich planów... tych codziennych i tych które wyróżniają Cię z tłumu ludzi; na wyrażanie miłości i troski... tej jak chleb powszedni i tej zostawiającej ślad po Twoim istnieniu.

Wskazówki:
Polecam przeczytanie krótkiej książeczki Lucyny Golińskiej : 'Emocje: przyjaciel czy wróg' wydanej przez Instytut Psychologii Zdrowia, w której autorka tak podsumowuje swoje rozważania: 'Gdyby porównać nasze życie do żaglowca, to emocje byłyby wiatrem. Nagła zmiana wiatru wprawia żagle w łopot, brak wiatru spowalnia ruch i sprowadza martwą ciszę, zaś jego nadmiar może rzucić statek na skały. Na naukę umiejętnego żeglowania nigdy nie jest za późno'.

MEANDRY UCZUĆ

Po tych wszystkich informacjach o uczuciach możesz głośno zaprotestować i powiedzieć, ze wiele razy zdarzyło Ci się jednak posłuchać uczuć i okazało się że zareagowałeś zbyt emocjonalnie, absolutnie nieadekwatnie do sytuacji, co przyniosło Ci może więcej wstydu niż pożytku.
Zgadzam się z Tobą , całkowicie się z Tobą zgadzam - tak też może się zdarzyć.
Abecadło to jeszcze nie powieść, trzeba jeszcze umiejętnie te wszystkie znaki ze sobą łączyć, zastanawiać się, przyglądać, dokonywać wyborów...

Bo przecież jest w Tobie to skrzywdzone dziecko, które czasami się boi, czasami gniewa, czasami złości...i próbuje narzucić działanie. A przecież dziecka nie zawsze trzeba słuchać, wystarczy sie nim właściwie zająć - taka jest rola dorosłego. Żeby to lepiej zobrazować, ktoś dowiaduję się że ma raka w początkowej fazie. Czuje potężny lęk przed operacją i poprzez zwlekanie może wtedy uciekać od trudnej sytuacji, co gorsza zaczyna igrać ze śmiercią. Ale może też podjąć wszystkie środki ostrożności i zmierzyć się z tym trudnym doświadczeniem.
No a swoją drogą, kto czuje ten potężny, irracjonalny lęk? - moim zdaniem wewnętrzne dziecko, a to są zbyt poważne sprawy żeby decydowało dziecko i uczucia. Tu potrzebny jest dorosły, który ma pełny ogląd sytuacji. Można sobie popłakać w poduszkę z tego lęku, ale do szpitala jednak pójść.

No i ostatnia bardzo ważna uwaga - uczucia są ściśle powiązane z poglądami. Jeżeli wyniosło się z domu chore poglądy na życie, to nazwijmy to umownie, uczucia też będą chore i przekażą Ci fałszywe informacje. Dlatego jednym z elementów terapii jest badanie poglądów i ewentualne zmienianie ich. Przykładowo jeżeli jako dziecko słyszałaś od pijanego ojca, że kobiety to kurwy to możesz czuć nieuzasadniony wstyd pomieszany z lękiem, przy tak prostych sprawach jak ubranie podkreślające Twoją kobiecość i zmysłowość.

Tak więc w temacie uczuć trzeba oddzielić ziarno od plew. Na tym właśnie polega proces zdrowienia, który ma swój czas, bo w pewnym sensie przypomina dorastanie dziecka do dojrzałości, a to jak wiesz dzieje się stopniowo. No ale nie sposób stać się osobą dojrzałą bez dania sobie czasu na przyswojenie tego wszystkiego czego zabrakło kiedyś w chorym, alkoholowym domu.

Tak więc na początku zdrowienia rzeczywiście jest spore zamieszanie z uczuciami, bo zazwyczaj:
- ma się słaby kontakt z uczuciami bieżącymi
- część uczuć to uczucia z przeszłości, które zniekształcają widzenie rzeczywistości
- czasami za bardzo do głosu dochodzi wewnętrzne dziecko i próbuje rządzić
- jakieś uczucia reprezentują chore poglądy wyniesione z chorej rodziny
- wreszcie oprócz rozpoznawania uczuć ważne jest właściwe, nieraniące nikogo ich wyrażanie

Na szczęście:
- dzienniczek uczuć otwiera ci drogę do uczuć bieżących,
- zalegające uczucia z przeszłości wyciszają się w miarę Twoich rozmów z innymi DDA
- identyfikując się z pojęciem DDA pamiętasz że jest w Tobie i dorosły, i dziecko, i z czasem dochodzi do zdrowej integracji tych dwóch sił
- chore poglądy są stopniowo rozpoznawane i zastępowane lepszym spojrzeniem na życie
- i w tym miejscu pojawia się przestrzeń na mądrą asertywność

Tak więc praca w tych pięciu obszarach sprawia, że z czasem jednak wszystko się stabilizuje, porządkuje i uczucia pozwalają pełniej, głębiej i mądrzej przeżywać swoje życie i zdecydowanie lepiej komunikować się z innymi ludźmi.

WYRAŻANIE UCZUĆ A ASERTYWNOŚĆ

Asertywność to umiejętność wyrażania swoich uczuć, poglądów, potrzeb, pragnień w sposób szanujący własną odrębność i swój wewnętrzny świat przy równoczesnym poszanowaniu drugiego człowieka. Większość DDA ma problemy z asertywnością i porusza się w skrajnych zachowaniach uległości lub agresji, odtwarzając w ten sposób komunikację panującą w ich chorych domach. Część DDA pragnąc poprawić swoje życie zaczyna właśnie od technik asertywności. Ale w życiu tak naprawdę nie ma dróg na skróty i dlatego nierozliczenie się ze swoim dzieciństwem i nieznajomość siebie, sprowadza asertywność zaledwie do mechanicznej techniki. Bo asertywność opiera się na świadomości swoich uczuć a bez kontaktu z uczuciami to tylko jeszcze jedna gra. Natomiast uczucia wyrażane nieasertywnie, to niestety ranienie siebie, lub innych. Dlatego dopiero zintegrowanie uczuć z asertywnością stwarza nowy, lepszy rodzaj relacji.

Kiedy więc dojdziesz do punktu, w którym wyraźnie słyszysz swoje uczucia, których nie mąci już przeszłość i nierealistyczne oczekiwania wobec ludzi. Kiedy szczęśliwie masz już za sobą huśtawkę nastrojów jaka pojawia się przy odmrażaniu starych wspomnień. Kiedy z ludźmi spotykasz się na płaszczyźnie dorosłej, bo podświadomie nie szukasz w nich rodzicielskiej troski za to coraz bardziej szukasz partnerstwa i wzajemności - to jest właśnie ten moment kiedy swoim uczuciom możesz ufać jak nigdy dotąd. Ale to jest też moment, kiedy trzeba uważać aby święty gniew nie doprowadził Cię do 'świętych stosów' w związkach, w pracy, w relacjach z dziećmi. Jak łatwo, szanując swój gniew powiedzieć wtedy ileś słów za dużo lub za ostro. Nie chodzi o to żeby nie mówić, ale ważne jest jak mówić. Na tym etapie swojego zdrowienia możesz już ufać uczuciom, ale niekoniecznie swojej umiejętności ich wyrażania w sposób konstruktywny, bo w alkoholowym domu na problemy reagowało się albo zaciskaniem ust i milczeniem, albo pozwalało się na pijacką lub histeryczną ekspresję bolących uczuć. I dlatego warto te ograniczenia przekroczyć.

Wyrażanie uczuć jest niezwykle ważne bo ujawniania prawdę o osobie, jest informacją dla świata co jesteś skłonny tolerować a czego absolutnie nie, co lubisz a co Cię drażni, jakie są Twoje indywidualne granice i ile jesteś skłonny dać bez poczucia wykorzystania - i jeżeli nauczysz się podawać te informacje o sobie w sposób 'strawny' dla innych , to Twoje relacje z nimi będą szczersze, bardziej satysfakcjonujące i na głębszych poziomach, bo przy odkrytych kartach łatwiej wypracować kompromis, i łatwiej odpowiadać na nazwane potrzeby. Jeżeli jednak ta szczerość będzie w ludzi uderzać, nie szanować ich miękkich punktów, pomijać ich mocne strony i ignorować dobro jakie wnoszą w Twoje życie - to taka agresywna komunikacja poważnie nadwyręży a może nawet zniszczy niejedną relację. Uczucia informują co jest dla Ciebie właściwe, ale możesz je wyrazić tak ze przybliżysz się do oczekiwanego rozwiązania albo wręcz przeciwnie oddalisz się od niego jeszcze bardziej.
Temat ten jest o tyle istotny i wymaga odrębnego omówienia, ponieważ po swoich terapiach DDA odzyskują mnóstwo siły, czują się pewni siebie jak nigdy dotąd, co oprócz jak najbardziej dobroczynnych skutków, bywa ze przeradza się w arogancję, która niszczy związki, również te które chciałoby się utrzymać.

Asertywność uczy Cie więc jak szanując siebie, szanować też innych. I jest to kolejny milowy krok w budowaniu związków do których zawsze tęskniłeś, których szukałeś - tyle że teraz nie są to już pobożne życzenia. Kiedy za Tobą stoi przekroczenie własnej historii, głębokie poznanie siebie i zmiana komunikacji , masz szansę jak nigdy dotąd zbudować związki głęboko satysfakcjonujące dla obydwu stron. Przestajesz krzywdzić i nie pozwalasz się krzywdzić. Pojawia się taka nowa opcja na życie: wygrana - wygrana albo nie robimy 'interesów'. Zobacz jak bardzo odbiega to od tego czego dotąd doświadczałeś w swoim rodzinnym domu i dorosłym życiu i jak fajnie byłoby swobodnie zachowywać się w ten nowy sposób. Więc czas na asertywność...

TWOJA WEWNĘTRZNA STRUKTURA
EGO-DZIECKO, EGO-RODZIC, EGO-DOROSŁY
WSPÓŁPRACA CZY KONFLIKT?

Istnieje pewien nurt psychologiczny tzw. Analiza strukturalna, według której osobowość każdego człowieka składa się z trzech stanów: ego-dziecka, ego-rodzica i ego-dorosłego. Te trzy stany wpływają na siebie i odpowiadają za nasze uczucia, motywacje, poglądy i zachowania. Ostateczne reakcje człowieka zależą od tego, który stan dominuje i jaki ma charakter. Dajmy na to czy wewnętrzne dziecko jest spontaniczne, czy może smutne i nadmiernie dostosowane. Czy wewnętrzny rodzic jest krytyczny czy opiekuńczy. Czy wewnętrzny dorosły, zawiadujący tym wszystkim jest silny, czy słaby. I kto z tej całej trójki gra pierwsze skrzypce w budowaniu Twojego życia. Dlatego można powiedzieć że osobowość człowieka to wypadkowa dziecka, rodzica i dorosłego, a prowadzenie satysfakcjonującego życia w dużej mierze zależy od tego czy te trzy stany koegzystują ze sobą w sposób harmonijny. Wewnętrzna równowaga wymaga aby każdy z tych stanów dochodził do głosu, ponieważ każdy wnosi inne mocne strony w Twoje życie, dzięki czemu jest w nim miejsce i na radość, i na zasady, i na mądrość. Warto też powiedzieć że każdy z tych trzech ego, oprócz mocnych stron wnosi też specyficzne zagrożenia. Dlatego dla prawidłowego funkcjonowania osobowości ważne jest aby żaden ze stanów nie dominował i nie lekceważył pozostałych.

Bogata osobowość czerpie pełnymi garściami z darów jakie wnoszą poszczególne stany ego i aby to mogło mieć miejsce, dopuszcza do ich komunikacji, współpracy i ważenia racji - ale równocześnie nie pozwala na skrajności, które deformują zamiast wzbogacać.

WEWNĘTRZNE DZIECKO
(CHCĘ, CZUJĘ, MAM WIZJĘ)
Dla większości DDA koncepcja Wewnętrznego Dziecka stanowi możliwość powrotu do utraconego lub wręcz nigdy nie przeżytego dzieciństwa. Otwiera drogę do zabawy ale tez rozwoju. Pozwala na płaszczyźnie psychologicznej niejako powtórnie przeżyć zaniedbane niegdyś fazy dzieciństwa i rozwiązać powstałe wskutek tego problemy rozwojowe. Pojawia się przestrzeń aby Wewnętrzne Dziecko mogło wreszcie doświadczyć ufności, radości życia, własnej wartości, autonomii, kompetencji, miłości i poczucia indywidualnej misji w życiu. Oczywiście nie wszystko od razu, ale jak najbardziej w miarę otaczania go mądrą troską i poświęcaniem mu należytej uwagi.

Według analizy strukturalnej, najprościej rzecz ujmując, każdy nosi w sobie dziecko. Na skutek otoczenia w którym się wzrastało może ono zachować swój pierwotny stan i pozostać Dzieckiem Spontanicznym, lub pod wpływem trudnych doświadczeń wykształci się nowy stan ego-Dziecko Zbuntowane lub ego-Dziecko Przystosowane. Dziecko Spontaniczne odpowiada za radość życia, zabawę, kreatywność, ciekawość świata i ludzi, ale jego słabą stroną jest niezorganizowanie oraz tendencja do nieodpowiedzialności i lekkomyślności. Dziecko zbuntowane ma odwagę do przeciwstawiania się ogółowi, zawalczenia o swoje, ma natomiast problemy ze współpracą i bliskością. Dziecko nadmiernie przystosowane potrafi wtopić się w tłum i bezkolizyjnie żyć w społeczeństwie, ale za wyrzekanie się siebie płaci nijakością, uległością a nawet depresją. Tak więc Pozywywna strona Dziecka wnosi śmiech w Twoje życie, snuje marzenia, dostrzega piękno świata, cieszy sie sobą i z bycia z ludźmi, jest źródłem twórczości, odkryć i rewolucyjnych zmian. W opcji negatywnej Dziecko moze mieć słomiany zapał, albo na okrągło płakać i się użalać lub buntować się czy trzeba czy nie trzeba.

Dlatego właśnie Ego-Dziecko w Twoje dorosłe życie wnosi dominujące uczucia, odpowiada za radość życia, bunt lub pesymizm wyolbrzymiający problemy; dąży do bliskości i zabawy, walczy lub wycofane stroni od ludzi. Sam najlepiej znasz swoje wewnętrzne dziecko, widzisz jego charakterystyczny rys, niepowtarzalność i mocne strony, ale ponieważ wychowało się w chorym domu dostrzegasz też to co wymaga skorygowania. Ty sam najlepiej wiesz czy Twoje Dziecko jest spontaniczne, zbuntowane czy nadmiernie przystosowane i z jakich niezaspokojonych potrzeb biorą się jego słabości. Jeżeli to dostrzeżesz a następnie wyjdziesz na przeciw jego deficytom rozwojowym - to wtedy ono rozkwitnie i da z siebie to co najlepsze : obdarzy Cię energią, doda życiu kolorów i piękna, nie pozwoli Cię zaszufladkować i zaprosi do budowania wspaniałych związków. Bo to właśnie stan ego-Dziecko ma tę moc sprawczą żeby życie było fascynujące i nieprzeciętne. To jest jego najmocniejszą stroną.

Warto pamiętać że każdy błysk geniuszu ma swój początek w wewnętrznym dziecku, które jest ciekawe, odkrywcze, twórcze i nie poddaje się łatwo utartym poglądom. To właśnie w Dziecku bierze początek odkrycie Ameryki, wyprawa w kosmos, teoria względności bo to właśnie ten stan ego ma odwagę na własne marzenia, wizje i niezgodę na utarte schematy. To Ono wspina się na szczyty sztuki - bo nie boi się czuć i wyrażać więcej niż inni, bo nie boi się być osobą niepowtarzalną i wyjątkową.

I nawet jeżeli Dziecko zostało mocno poturbowane przez życie w swym alkoholowym domu, to jeżeli dasz mu to czego zabrakło kiedyś, to ono wróci do swojego pierwotnego stanu siły, radości, kreatywności i w nieprawdopodobny sposób wzbogaci Twoje życie.

Na koniec warto zauważyć, że niektórzy DDA braki swojego dzieciństwa próbują kompensować nadmiernym skupieniem się na swoich biologicznych dzieciach. Taka postawa jest o tyle niebezpieczna, że z jednej strony DDA nadal nie otrzymuje tego co potrzebuje, a z drugiej strony nadmiernie się poświęcając wyrządza krzywdę swoim biologicznym dzieciom, które nie muszą się liczyć z potrzebami innych.

Tym DDA - zbyt poważnie biorącym świat, poświęcającym siebie, rezygnującym ze swoich potrzeb i marzeń, starającym się być idealnymi rodzicami dla swoich biologicznych dzieci zaniedbując przy tym siebie - im terapeuci polecają następującą wizualizację: proszę wyobrazić sobie że od teraz masz jeszcze jedno dziecko (tu wstaw swoje imię). Biologiczne i to swoje wewnętrzne. Proszę troskę, miłość i uwagę ofiarować każdemu z nich, żadnego z nich nie zaniedbując, żadnego nie faworyzując. Równocześnie warto pamiętać że to zaniedbane dotąd wewnętrzne dziecko może nosić w sobie dużo smutku, albo dużo złości, może zadawać mnóstwo pytań, kiedy wreszcie zostało zauważone - tym samym wymagać rzeczywiście sporo uwagi. Żeby się uspokoiło warto mu obiecać, ze nigdy już nie będzie opuszczone. Z drugiej strony nie można pozwolić, aby to wewnętrzne dziecko zaczęło stawiać warunki i dominować. Przy całym współczuciu i chęci naprawienia krzywd z przeszłości, należy pamiętać że każde dziecko potrzebuje również granic, potrzebuje wiedzieć ze w zdrowym domu dziecko nie rządzi; ze jest wprawdzie wysłuchane, brane pod uwagę ale ostatecznie to dorosły w ważnych sprawach decyduje.

WEWNĘTRZNY RODZIC
(MUSISZ, POWINIENEŚ,
POMOGĘ , POKAŻĘ CI)

Dobrze ukształtowane ego-Rodzic jest niezbędne do prawidłowego rozwoju ego-dziecka. Wyróżnia się dwa typy Rodzica: krytycznego i opiekuńczego. Obydwa mają swój specyficzny, pozytywny wkład. Ego-rodzic krytyczny jest zdrową przeciwwagą dla beztroski, żywiołowości i często nieodpowiedzialności wewnętrznego dziecka. Natomiast ego-rodzic opiekuńczy jest bardzo potrzebny gdy dziecku smutno lub gryzą je jakieś problemy albo gdy trzeba zająć się niezaspokojonymi potrzebami dziecka. Rodzic krytyczny stoi więc na straży zasad, porządku, pracowitości, utartych ścieżek. Jest bardzo praktyczny - ustala cele i kontroluje postępy. Dzięki takiej postawie żywiołowa energia dziecka, jego wizje ukierunkowane są na konkretne przedsięwzięcia i dziecku czas i marzenia nie przeciekają przez palce. Gdy reaguje rodzic krytyczny to dziecko oprócz zabawy i pasjonujących pomysłów, ma tez dorastać do odpowiedzialności i zadań jakie stawia życie. Natomiast rodzic opiekuńczy pochyla się nad losem swojego dziecka, stara się rozumieć, pomagać, dodawać otuchy i akceptować niezależnie od wyników. Tak więc rodzic krytyczny mobilizuje, rodzic opiekuńczy trochę odpuszcza i pozwala odetchnąć. Dla jednego w centrum uwagi są wyniki i osiągnięcia, dla drugiego potrzeby dziecka. W życiu człowiek potrzebuje jednej i drugiej postawy. Zazwyczaj jest jednak tak ze człowiek ma w sobie bardziej uwewnętrzniony jeden model ego-rodzica, model wyniesiony z własnego domu. Dlatego ego-rodzica działa w sposób nawykowy, automatyczny, wg przejętego programu i w związku z tym specjalnie się nie zastanawia która postawa będzie w danym momencie bardziej służyć Dziecku. Dlatego tak bardzo jest potrzebne mocne ego-Dorosły, które bada, analizuje, wybiera najwłaściwsze opcje. To właśnie Dorosły ma rozeznawać kiedy dla dziecka będzie lepsza dyscyplina, a kiedy warto poluzować. Dorosły jest również świadomy tego, że skrajne postawy rodzica pomimo najszlachetniejszych motywów, tak naprawdę nie służą dziecku. Wie że nadmierny krytycyzm zabija motywację i indywidualność; wie też że nadmierna opieka wpędza w wyuczoną bezradność. Tak więc Dorosły ma na celu korygować wszelkie wybujałe postawy w kierunku większego umiaru.

W tym miejscu warto sobie zadać pytanie jak ta koncepcja może służyć DDA w osiąganiu lepszego życia skoro rodzic prawdziwy, ten naturalny miał często tak szkodliwy wpływ swoje dziecko.

Można powiedzieć, że nadrzędnym doświadczeniem wszystkich DDA jest fizyczna lub emocjonalna utrata swojego rodzica. Niestety nierzadko była to utrata nie tylko rodzica uzależnionego, ale również tego współuzależnionego, który na skutek alkoholizmu współmałżonka i kierowania swojej uwagi na ten palący problem, często nie potrafił poświecić zdrowej uwagi swoim dzieciom. DDA wzrastali więc w poczuciu opuszczenia i tęsknoty za kochającym, mądrym rodzicem. Doświadczali z jednej strony uczuć żalu, smutku, z drugiej zaś strony gniewu. Naprzemiennie przeżywali nadzieję i rozczarowanie, miłość i nienawiść, tęsknotę za bliskością i lęk przed ponownym zaufaniem.

Z tych powodów dla wielu DDA niezwykle pomocna wydaje się koncepcja, że rozwiązaniem jest stać się swoim własnym kochającym i mądrym rodzicem. Kochającym rodzicem, który rozumie specyficzne problemy swojego wewnętrznego dziecka, rozumie jego utracone dzieciństwo i związane z tym niezaspokojone potrzeby emocjonalne, które stara sie zaspokoić najlepiej jak to jest możliwe w dorosłych już przecież realiach - bo przecież niezależnie od zranień i braków jest się dorosłym dzieckiem alkoholika. Z drugiej strony mądry rodzic wie ze oprócz akceptacji i miłości, która szczególnie na początku zdrowienia jest niezwykle ważna, równocześnie zachęca swoje wewnętrzne dziecko do dalszego rozwoju, stawia mądre wymagania i ograniczenia, dzięki czemu koncepcja wewnętrznego dziecka ma prowadzić do pozytywnych zmian, do stopniowego dojrzewania osobowości a nie jej infantylizowania.

WEWNĘTRZNY DOROSŁY
(ZASTANOWIĘ SIĘ)

Ego-Dorosły to ten stan osobowości, który stara się żyć w sposób świadomy, wykraczając poza instynktowne zachowania Dziecka i nawykowe zachowania Rodzica. Jego mocną stroną jest zbieranie informacji, analizowanie ich pod kątem uczuć i poglądów, patrzenie na 'za' i 'przeciw' i po zbadaniu problemu podejmowanie optymalnych decyzji. Oczywiście nie jest tak, że Dorosły w jakikolwiek sposób wyklucza pozostałe dwa stany ego. W gruncie rzeczy dobrze ukształtowany Dorosły wsłuchuje się w głosy Dziecka i Rodzica, bo Dziecko ma lepszy dostęp do świata uczuć, a Rodzic odciąża Dorosłego z analizowania rzeczy typowych, które nie stwarzają problemu i nie wymagają gruntownej analizy. Dorosły ma więc pozwalać Dziecku, kiedy jest na to czas i pozwalać Rodzicowi kiedy pojawia się kryzys i trzeba działać szybko.

Dla zdrowej osobowości dobrze jest gdy Ego-Dziecka i Ego-Rodzica nie są ani skrajnie niskie, ani skrajnie wysokie. Wtedy wnoszą swoje mocne strony, nie powodując zagrożeń. W przypadku Dorosłego im jest mocniejszy, tym lepiej dla jednostki, dla kształtu jej życia i charakteru relacji z innymi ludźmi. Mocny Dorosły jest świadomy że do prawidłowego funkcjonowania jednostki są potrzebne wszystkie stany ego i potrafi mądrze łączyć elementy Dziecka i Rodzica dzięki czemu życie człowieka staje się wielowymiarowe. Im lepiej rozwinięty Dorosły - to znaczy im bardziej świadomy - tym łatwiej mu szybko przywołać do porządku Dziecko i Rodzica, gdy swoim zachowaniem zaczynają szkodzić człowiekowi. Ego-Dorosły odpowiada za inteligencję emocjonalną człowieka.
Jeżeli jest skrajnie słaby i Dziecko lub Rodzic szaleją w niepohamowany sposób, wówczas stwarza się przestrzeń dla chorób psychicznych jednostki lub jej nieprzystosowania społecznego. Warto przy tym dodać że tak jak charakter Dziecka i charakter Rodzica w dużej mierze jest nam dany przez los, tak ego-Rodzica możemy budować przez całe swoje życie i właśnie dzięki Jego mądrości, przenikliwości widzenia, tak wspierać lub korygować wewnętrzne dziecko lub wewnętrznego rodzica, aby osobowość człowieka rozwijała się w miarę harmonijnie a więc z pożytkiem dla niego, dla świata i ludzi których spotyka w swoim życiu. Dorosły jest również tym stanem Ego, które najlepiej sobie radzi w sytuacjach konfliktowych, ponieważ nie pozwala aby dziecięce lub rodzicielskie uczucia zdeformowały zaistniały problem. Dorosły jest nastawiony na optymalne rozwiązania. Jeżeli zanalizuje problem to potrafi zrobić dwa kroki do tyłu i przeprosić, albo wręcz przeciwnie, spokojnie ale stanowczo nie ustąpi ani o milimetr - w zależności od tego co uzna za właściwsze po zebraniu informacji, uczuć i różnych za i przeciw. Zawsze jest też gotowy zmienić zdanie, jeżeli nowe okoliczności lub nowa wiedza zmienia obraz sytuacji.

INTEGRACJA

Przyjmując tożsamość bycia Dorosłym Dzieckiem Alkoholika, dzięki temu pojęciu DDA ma niejako nieustannie przypominane ze pomimo ogromnej tęsknoty za utraconym dzieciństwem, jest już osobą dorosłą której wcale w procesie zdrowienia nie służy obsuwanie się w infantylizm w relacjach z ludźmi. Z drugiej strony pojęcie bycia DDA przypomina, ze pomimo dorosłego wieku osoby, aspekt dziecka nie powinien być pomijany w procesie integracji.
W zdrowych relacjach z drugą dorosłą, osobą wskazane jest aby DDA wystrzegali się przyjmowania postawy zarówno dziecka jak i rodzica, gdyż przyjmowanie takich postaw sprzyja wchodzeniu w role zależne lub kontrolujące, co utrudnia prawidłowe kontakty ze światem i ludźmi.

Ponieważ jednak DDA w większości nie doświadczyli dobrego dzieciństwa ani też mądrej miłości rodziców, wielu z nich bardzo pomaga koncepcja wewnętrznego dziecka i wewnętrznego rodzica. Z jednej strony koncepcja pozwala wykształcić w sobie brakujący fragment osobowości, z drugiej strony dzieje sie to w sposób bezpieczny, terapeutyczny tzn z zachowaniem swojej dorosłości w relacjach zewnętrznych i z uwzględnianiem realiów dorosłego życia.

Warto przy tym zauważyć, że w prawidłowo przebiegającym procesie terapeutycznym następuje integracja dziecka i rodzica, z czego wyłania sie poczucie własnego, niepowtarzalnego, dojrzałego 'ja' w którym szanowane są potrzeby i dziecka, i rodzica, i dorosłego. Dzięki czemu w życiu jest przestrzeń na zabawę, kreatywność, marzenia, emocjonalność (dziecko), z drugiej strony na porządek, reguły, wymagania, naukę, pracę (rodzic) - i wreszcie na wgląd w siebie, na refleksję i decyzyjność 'co i w jakich proporcjach w danym czasie będzie najwłaściwsze' (dorosły). Kiedy następuje integracja każdego z tych aspektów, DDA ma ogromną szansę na to żeby prowadzić życie barwne i interesujące, ale też odpowiedzialne i mądre.

http://piekniezyc.republika.pl
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. " :)
"...masz To, na Co godzisz się..."
"Jeszcze wszystko w życiu przede mną :) "
Ostatnio zmieniony przez Śro 11 Mar, 2009 13:03, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
migotka351 
przyjaciel forum



Pomogła: 64 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 09 Maj 2008
Posty: 428
Skąd: łódzkie
Wysłany: Śro 11 Mar, 2009 10:17   pięknie żyć pomimo cz.2

c.d.

RÓWNOWAGA W BYCIU RODZICEM I DZIECKIEM
a
RÓWNOWAGA W DAWANIU I BRANIU

Dla większości DDA znalezienie tej równowagi jest niezwykle trudne, z tej choćby przyczyny iż alkoholowe domy pogrążone były w skrajnej nierównowadze. Dlatego wchodząc w dorosłe życie jedni przyjmują rolę opiekunów, ratowników, bohaterów. Ci, nadmiernie identyfikując się z rodzicielską stroną swej osobowości, mają problem z nadodpowiedzialnością wobec innych, którym matkują, ojcują - często kosztem swoich potrzeb, swoich marzeń, swoich sił, czasu wolnego. Drudzy zaś okopują się na pozycjach dzieci, które od innych dorosłych osób oczekują troski, opieki, nieustannej wyrozumiałości i bezwarunkowej akceptacji jakiej nie zaznali w dzieciństwie - co niestety wpycha ich na tory nieodpowiedzialności i roszczeniowości w kontaktach z innymi. Jednym z największych minusów trwania w takich postawach są podupadające, coraz mniej satysfakcjonujące relacje z innymi ludźmi oraz towarzyszące temu intensywne, nieprzyjemne uczucia. DDA nadmiernie dający, czują się wykorzystani, przemęczeni, rośnie w nich poczucie krzywdy, złości i nierzadko zaczynają przyjmować postawę oskarżycielską. Natomiast DDA nastawieni na branie, po pewnym czasie doświadczają krytyki i odrzucenia, a co za tym idzie poczucia winy i poczucia niskiej wartości - co skłania ich w kierunku przyjmowania postawy obronnej. Obydwie postawy mają niestety zazwyczaj charakter sztywny, bo też i przyjmowane role w rodzinnym domu też miały charakter sztywny.

Te skrajne postawy powodują że DDA niezwykle trudno stworzyć zdrową relację zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.

Jednak uświadomienie sobie tych ograniczeń, tego niezdrowego dziedzictwa wyniesionego z zaburzonego domu, daje szansę na zweryfikowanie swoich postaw w kierunku większej równowagi. Dostrzegając szkodliwe skutki takich skrajnych postaw, DDA może sobie zadać pytanie czy w konkretnej relacji jest bardziej rodzicem czy dzieckiem, i adekwatnie do odpowiedzi może zmniejszyć opiekę lub zwiększyć troskę o tę drugą osobę - dzięki temu w miejsce rodzica lub dziecka pojawi się zupełnie nowa jakość, pojawi się dorosły. A przecież jednym z warunków udanego związku partnerskiego czy przyjacielskiego, jest związek dwóch emocjonalnie dorosłych osób, które potrafią stworzyć związek oparty na wzajemności, czyli naprzemiennym dawaniu i braniu.


... RÓWNOWAGA W DAWANIU I BRANIU NA GRUNCIE ZAWODOWYM

Podobnie ma się rzecz z pracą, jedni DDA przyjmują na siebie nadmierne obciążenia a pracując za trzech, nierzadko czują się bohaterami w firmie (co niewątpliwie podnosi ich poczucie wartości), ale niestety kosztem swoich sił i czasu co z reguły odbija się ujemnie na rodzinie i własnym życiu osobistym. Smutną stroną tej postawy jest również to, że rzadko za swoją intensywną i ofiarną pracę dostają adekwatne, zwiększone wynagrodzenie - niestety podobnie jak w rodzinie alkoholowej bardzo szybko dochodzi do sytuacji, w której nadmierne zaangażowanie traktowane jest jako rzecz oczywista, co prowadzi do poczucia wykorzystania. W ten sposób DDA zupełnie nieświadomie odtwarza układ rodzinny w którym kiedyś uczestniczył.

Drudzy DDA, z przewagą nieodpowiedzialności, często zachowują się w pracy jak biedne, niezaradne dzieci oczekujące od swoich pracodawców postaw opiekuńczych, nadmiernej wyrozumiałości, pobłażliwości albo przyjmują postawę skrzywdzonych przez życie ofiar, którym należą się jakieś szczególne względy i preferencje. Nastawienie takie nierzadko wywołuje w nich nieadekwatne do sytuacji poczucie krzywdy z powodu wymagań, nagan czy konsekwencji. Warto aby zrozumieli i pogodzili się z tym, że przecież praca to nie wytęskniony dom rodzinny, to nie grupa wsparcia, to nie grupa terapeutyczna, ale miejsce w którym zarabia się na życie, miejsce na przejawianie dorosłej strony osobowości, miejsce na kompetencje i zaangażowanie w zamian za pobierane wynagrodzenie. Że w pracy na tym właśnie polega równowaga w dawaniu i braniu.

Robiąc analizę swoich postaw w związku, w gronie przyjacielskim i na gruncie zawodowym warto unikać oskarżeń i podejść ze zrozumieniem do tego, że przyjęte role były przecież odpowiedzią na brak równowagi w rodzinie i stanowiły rodzaj dostosowania się do chorego układu, że wreszcie pozwalało to najlepiej jak się umiało przetrwać tamte trudne, nierzadko traumatyczne lata. Rozumiejąc przeszłość i jej ograniczenia, można równocześnie zrobić dla siebie coś lepszego niż powielanie starych i nieprzystających już do obecnego życia wzorców. Można odnaleźć i wypracować równowagę w dawaniu i braniu, co wielu DDA pozwoli nadać relacjom osobistym i zawodowym nowy, bardziej satysfakcjonujący kształt.


ZRÓWNOWAŻONE ZASOPOKAJANIE SWOICH POTRZEB
a
POCZUCIE SZCZĘŚCIA

Obok kształtowania zrównoważonych relacji w świecie zewnętrznym, a więc na gruncie rodzinnym, przyjacielskim czy zawodowym - nie mniej ważne jest zbudowanie równowagi w swoim świecie wewnętrznym. W gruncie rzeczy bez tej wewnętrznej, osobistej harmonii trudno jest wchodzić w harmonijne i satysfakcjonujące relacje międzyludzkie.

Tymczasem DDA często towarzyszy smutek, albo gniew, albo zmęczenie do upadłego, albo jakaś szalona hulanka - i pomimo różnych starań dosyć trudno przychodzi im doświadczanie pogodnego odbierania swojego życia. Z jednej strony wynika to z utraconego dzieciństwa i niezintegrowanych trudnych uczuć z tamtego okresu. Z drugiej strony wiąże się to z nieumiejętnością dobrego dbania o siebie, bo skupienie na alkoholowych problemach odciągało kiedyś uwagę od odczuwania i zaspokajania rzeczywistych potrzeb dziecka. Co gorsza niedostrzeganie i niezaspokajanie tych potrzeb w przeszłości nie dało praktycznej wiedzy jak w sposób zdrowy dbać o siebie w życiu dorosłym tak aby towarzyszyło temu pogodne poczucie zadowolenia z życia i z siebie.

Kiedy pojawiają się przykre uczucia, tęsknoty albo frustracje, wówczas bardzo często jest to sygnał, że coś ważnego jest w Twoim życiu zaniedbane, zignorowane, odsunięte na dalszy plan. Warto wtedy dotrzeć do źródła tych odczuć. Aby jednak nie błądzić po omacku, tym bardziej że alkoholowy dom nie wyposaża DDA w praktyczną wiedzę o potrzebach, warto zaznajomić się z podstawowymi potrzebami ludzkimi, wtedy przynajmniej wie się czego szukać. A wielu DDA żyjąc przez tyle lat w chorym środowisku, tak się negatywnie wytrenowało w nieodczuwaniu lub ignorowaniu swoich potrzeb, że w dorosłym życiu naprawdę nie uświadamia sobie czego im tak naprawdę brakuje. Dlatego DDA podczas swojego zdrowienia oprócz przerobienia lekcji na temat swoich uczuć często też mają do wprowadzenia w życie lekcję o potrzebach.

Punktem wyjścia do konstruktywnych zmian jest uświadomienie sobie, że człowiek ma równolegle potrzeby cielesne, intelektualne, emocjonalne i duchowe i wyraźne deficyty w którymkolwiek z tych obszarów nie pozwalają się cieszyć pełnią życia. Znajomość tych czterech sfer pozwala Ci być 'bliżej siebie'. Dzięki temu nie musisz już szukać na zewnątrz recept na własne szczęście, bo nagle widzisz że wszystkie istotne odpowiedzi są w Tobie a Ty potrafisz do nich dotrzeć. Taka świadomość własnych potrzeb staje się Twoją indywidualną mapą docierania do właściwego dla siebie szczęścia. Dzięki temu stajesz się odporny na 'dobre rady' lub utyskiwania innych jak powinieneś żyć, ale równocześnie stajesz się też bardziej tolerancyjny dla innych że wybierają inne niż Twoje rozwiązania; przestajesz to porównywać bo wiesz że ludzie mają różne i w innym natężeniu niezaspokojone potrzeby, dlatego wybierają tak różne działania żeby zrównoważyć swoje życie. To tłumaczy dlaczego jeden DDA podczas zdrowienia potrzebuje bardziej skupić się na przyjaźniach, inny na poprawie swojego bytu materialnego a np kolejny podejmuje dalszą naukę. Odpowiedź tkwi w najbardziej uwierających potrzebach. Rozpoznawanie swoich potrzeb ma jeszcze tę zaletę, że możesz dać wyraz swojej niepowtarzalności w sposób niewydumany, nieobliczony na tani poklask, ale jak najbardziej prawdziwy, bo wypływający z głębi Twojej istoty. A slogan o byciu sobą przestaje być wtedy sloganem lub pozą, bo opiera się na Twojej autentyczności. Jakkolwiek nadal jesteś ciekawy doświadczeń innych ludzi, to jednak korzystasz z nich w sposób świadomy, wsłuchując się w siebie co do Ciebie pasuje, a co jednak nie.

Kolejną zaletą pogłębionej świadomości swoich potrzeb jest zwiększone prawdopodobieństwo ich właściwego zaspokojenia. To trochę tak jak z gotowaniem, jeżeli czujesz że brakuje soli, to brakuje soli i wiesz że dodawanie więcej pieprzu raczej nie poprawi smaku potrawy - więc nie kombinujesz. Podobnie dzieje się z Twoim życiem, wyczuwasz czego brakuje i skupiasz się dokładnie na tym czego Ci trzeba żeby życie odzyskało swój smak. Wówczas Twoje działania stają się bardziej celne i efektywne. Mało tego (ponieważ poruszasz się w obszarach rzeczywiście dla Ciebie istotnych) gwałtownie rośnie Twoja motywacja i uzyskujesz mnóstwo energii do działania. Kiedy człowiek działa w obszarach bo tak trzeba, bo tak jest racjonalnie, to wtedy często idzie jak po grudzie, kiedy porusza się w obszarach do których tęskni każdą komórką ciała, to wtedy dostaje skrzydeł.

I jeszcze jedna niezwykle istotna sprawa. Świadomość swoich potrzeb pozwala zaspokajać je w sposób konstruktywny, co w dużej mierze uwalnia od różnych uzależnień i kompulsywnych zachowań. Kiedy jesteś głodny to jesz, kiedy potrzebujesz bliskości to spotykasz się z rzeczywiście bliskimi Ci ludźmi i przy takim podejściu życie staje się o wiele prostsze. Wie że nie chodzi o to żeby dawać sobie więcej tego co już się ma, ale żeby zmniejszyć rzeczywiste braki. Dlatego jeżeli brakuje miłości to tego braku nie zagłusza dajmy na to pieniędzmi, a gdy brakuje zabawy to wie że nie zastąpią jej żadne dyplomy i osiągnięcia. Natomiast człowiek, nieświadomy swoich prawdziwych potrzeb, odczuwa frustrację wynikającą z wewnętrznych deficytów, ale działając po omacku odpowiada na nią nie na temat, byle tylko choć na chwilę zagłuszyć pojaiwiający sie dyskomfort. Dlatego ludzie tak często potrzebę bliskości zagłuszają alkoholem, jedzeniem, zakupami, seksem. W nadmiarze i nie na temat. W najlepszym wypadku znieczulą się na chwilę nie rozwiązując swoich rzeczywistych problemów; w najgorszym uzależnią się. A uzalężnić można sie nie tylko od alkholu czy narkotyków, ale również od hazardu, religii, jedzenia, mechanicznego seksu, pracy a nawet innego człowieka. Gdy zaspokajanie potrzeb staje się jednowymiarowe i nieadekwatne, to niestety staje się to pułapką a nie przepustką do lepszego życia.

Bywa że DDA po rozpoznaniu swoich potrzeb nie bardzo wiedzą jak je zaspokajać, np ktoś tyle czasu poświęcał pracy że nie wie już jak się bawic albo dawno temu odsunął się od ludzi. Fenomenem grup DDA jest to że na marginesie zdrowienia, zaspokajają one wiele istotnych potrzeb. Nie twierdzę że wszystkie, ale jednak Program wielu osobom zaspokaja głód wiedzy, bliskości czy sensu życia. Nierzadko bywa że pojawiają się nieoczekiwane rozwiązania na zaspokajanie swoich potrzeb materialnych, ktoś komuś użyczy mieszkania; ludzie o podobnych zainteresowaniach otwierają wspólne firmy ... Oczywiście nie jest to panaceum na wszystkie bolączki i żadna najlepsza nawet grupa nie zastąpi życia, poza tym nie każdy lubi udzielać się w grupach, ktoś może preferować bardziej prywatne spotkania. Ale warto wiedzieć że dla wielu jest ona dobrym początkiem w nauce zaspokajania swoich potrzeb i wychodzenia życiu na przeciw już z zupełnie inną energią - energią obfitości a nie braku.

Czy zaspokajanie swoich potrzeb jest egoizmem? - myślę że jeżeli obejmuje to wszystkie cztery sfery to jest to zdrowy egoizm, który w efekcie końcowym umożliwia dawanie światu z siebie to co najlepsze bez wypalania się. Kiedy jakieś ważne potrzby są ignorowane, to człowiek dosłownie więdnie w oczach i tak naprawdę niewiele ma do zaoferowania, bo kontakuje sie ze światem z poziomu braku a nie pełni. Kiedy natomiast człowiek w zdrowy sposób dba o siebie i rozwija sie harmonijnie, wówczas zaczyna kwitnąć i ma mnóstwo dobrego do dania światu w zgodzie z własnymi talentami i swoją wyjątkowością.
WIĘCEJ INFORMACJI ZNAJDZIESZ NA TERAPIACH I MITINGACH DDA.

http://piekniezyc.republika.pl/
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. " :)
"...masz To, na Co godzisz się..."
"Jeszcze wszystko w życiu przede mną :) "
Ostatnio zmieniony przez Śro 11 Mar, 2009 13:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
jerry 
przyjaciel forum


Pomógł: 177 razy
Dołączył: 21 Maj 2008
Posty: 9202
Wysłany: Czw 19 Mar, 2009 09:38   Cechy DDA

Doświadczenia dzieci wychowujących się w rodzinach alkoholowych są różne i zależą od wielu czynników. Poszczególne osoby z rodzin dysfunkcyjnych różnią się między sobą pod względem nasilenia i rodzaju występujących problemów.
Fakt ten nie wyklucza jednak istnienia ogólnego, wspólnego dla nich wszystkich obrazu funkcjonowania. Możemy zauważyć wiele podobieństw w sferze skutków, jakie wywarła na poszczególnych jednostkach choroba alkoholowa w rodzinie. Znajomość tych podobieństw stanowi podstawę pomocy, zarówno w formie indywidualnej terapii, jak i wsparcia ze strony grup samopomocy (DDA, AL-Ateen, Al-Anon).

Lista cech tworzących strukturę leżącą u podłoża zaburzeń występujących u osób wychowanych w rodzinach z problemem alkoholowym:


1. Nałogowe, kompulsywne zachowania lub małżeństwo z osobą uzależnioną

Problemem osób z rodzin alkoholowych często są uzależnienia, zarówno o podłożu fizycznym, jak i psychicznym. Osoby te przejawiają także tendencje do łączenia się w pary z osobami uzależnionymi. Można stwierdzić, że DDA należą do grupy wysokiego ryzyka ucieczki w alkohol i inne środki psychoaktywne, pracę, jedzenie, seks czy hazard w celu złagodzenia ogarniającego ich lęku i radzenia sobie z uczuciami. Osoby wychowane w rodzinach z problemem alkoholowym cechuje duża potrzeba perfekcjonizmu, zachowań kompulsywnych i stałego kontrolowania siebie i innych. Takie zachowania wynikają prawdopodobnie z życia w wiecznym chaosie i są próbą opanowania sytuacji

2. Iluzje i zaprzeczenia

Dzieci alkoholików mają silnie rozbudowany mechanizm obronny przejawiający się zaprzeczaniem swoim prawdziwym uczuciom, faktom związanym z dysfunkcjonalnością własnej rodziny oraz minimalizowaniem negatywnego wpływu alkoholowego sytemu rodzinnego. Często również tworzą wyidealizowany obraz swojego nieuzależnionego rodzica oraz idealizują więzi łączące członków rodziny.

3. Bezlitosne ocenianie siebie i innych

Skłonność do bezlitosnego oceniania siebie i innych jest pokłosiem wychowania w rodzinie, w której zabrakło zdrowych granic, rozłożenia odpowiedzialności na poszczególnych członków rodziny oraz konstruktywnych sposobów rozwiązywania problemów i prawidłowego, funkcjonalnego podziału ról i obowiązków. DDA przejawiają tendencję do negatywnego osądzania własnej osoby i rzadko koncentrują się na tym, co jest w nich wyjątkowe i dobre. W dzieciństwie stale powtarzano im, że są nieudacznikami i do niczego się nie nadają. Takie doświadczenia na długo pozostają w pamięci i znacznie utrudniają adekwatne spojrzenie na siebie i otoczenie.

4. Brak zdrowych granic

W rodzinach z problemem alkoholowym mamy do czynienia z zatarciem zdrowych granic lub zupełnym ich brakiem. Członkowie takich rodzin najczęściej popadają w skrajności, przekraczają szeroko pojęte granice lub odwrotnie, pilnie i uparcie ich strzegą, nie dopuszczając nikogo do siebie. Nie mogą i nie potrafią wyrażać własnego zdania a ich opinie najczęściej pokrywają się z opiniami najbliższej osoby.

5. Tolerancja dla niewłaściwych zachowań

DDA najczęściej deklarują, że ich związek będzie znacznie różnił się od relacji małżeńskich rodziców. Pomimo tego tolerują w swoich związkach zachowania, które miały miejsce w ich domu rodzinnym. Z uwagi na własne doświadczenia, zgadują, co jest normalne. Ich obraz normalnej (funkcjonalnej) rodziny oparty jest na fałszywych przesłankach i w związku z tym nie jest adekwatny do rzeczywistości. Sądzą, że normalne jest wszystko to, co stanowi odwrotność stosunków panujących w ich rodzinie. Takie podejście jest nierealne I prowadzi do idealizowania otoczenia, partnera, dzieci, przyjaciół…

6. Stałe szukanie aprobaty

DDA nieustannie szukają wśród innych potwierdzenia i aprobaty dla własnej osoby i swoich zachowań. W związku z tym są w stanie zrobić wszystko dla innych za cenę uzyskania akceptacji i przyjaźni. Chcą być lubiani i postrzegani jako osoby potrafiące wszystkiego dopilnować i wszystko załatwić, nie zwracają przy tym uwagi na ponoszone koszty.

7. Trudności z intymnością w relacjach

Dzieci alkoholików nieświadomie tworzą toksyczne związki, narażając się na powielanie wzorców małżeńskich rodziców. Odpowiedzialni i godni zaufania partnerzy prawdopodobnie podświadomie wzbudzają lęk DDA przed nieznaną sytuacją, przed związkiem, który miałby szansę funkcjonować normalnie, co wiązałoby się z całkowitym przewartościowaniem zakodowanych wzorców zachowań. Ktoś, kto nigdy nie doświadczył miłości w dorosłym życiu, będzie odczuwał lęk przed bliskością i zbyt dużym zaangażowaniem emocjonalnym I uczuciowym.

8. Przeżywanie poczucia winy w sytuacji stawania się autonomiczną osobą

Jakakolwiek próba wyjścia z destrukcyjnego systemu wiąże się z gnębiącym poczuciem winy. DDA są głęboko przekonane, że nie mają prawa być zdrowymi osobami, gdy inni chorują. Muszą zatem tłumić wszelkie chęci asertywnych zachowań i próby własnej obrony, a to, czego naprawdę potrzebują, zwykle pozostawiają w sferze marzeń.

9. Kłamanie także w sytuacji, gdy równie dobrze można powiedzieć prawdę

Żyjąc w ustawicznym przeświadczeniu o potrzebie ochrony rodziny i o konieczności ukazywania jej na zewnątrz w dobrym świetle (pomimo wyraźnych dowodów, że jest inaczej) łatwo jest przyzwyczaić się do kłamstwa. Kłamstwo jest podstawowym elementem alkoholowego systemu rodzinnego i „występuje po części w przebraniu jawnego zaprzeczania nieprzyjemnej rzeczywistości, krycia, niespełnionych obietnic i niekonsekwencji (…), przybiera wiele form i ma liczne następstwa”. Oszukiwanie otoczenia szybko przeradza się w nawyk i staje się czymś naturalnym. Można powiedzieć, że znacznie upraszcza funkcjonowanie w społeczeństwie. DDA często są świadomi swoich błędnych przekonań, mimo to odczuwają trudności w mówieniu prawdy.

10. Chora wola

DDA są osobami kompulsywnymi, impulsywnymi, upartymi, zarozumiałymi, nadmiernie dramatyzującymi, kontrolującymi i mającymi trudności z podejmowaniem decyzji. Próbują kontrolować to, co nie może być kontrolowane.

11. Raczej reagowanie niż działanie

Owładnięci potrzebą nieustannej analizy ludzkich zachowań, zapominają o sobie i swoich potrzebach. Odpowiadając na zachowania innych, ograniczają czas na własne działania. Cechują się nadmiernym, pochopnym reagowaniem, często nieadekwatnym do zaistniałej sytuacji. Przyrównuje się życie DDA do następujących kolejno po sobie reakcji na zachowania otoczenia i podkreśla, że często nie ma już w nim miejsca na przejawy indywidualnych działań.

12. Ekstremalna lojalność wobec przewinień

"Pozostają lojalne nawet w obliczu jawnej nielojalności albo nie są lojalne wobec nikogo". Dom rodziny alkoholowej jest miejscem wyjątkowej lojalności, „członkowie jego rodziny trwają przy nim, podczas gdy zdrowy rozsądek od dawna podpowiada im, by go zostawili I odeszli”. Autorka podaje, że owa lojalność jest prawdopodobnie wynikiem strachu i niepewności. Taką postawę osoby z rodzin alkoholowych prezentują również w życiu dorosłym. Są przeświadczeni, że skoro udało im się nawiązać relacje z drugą osobą i zainteresować ją sobą, mają obowiązek być z nią bez względu na to jak są traktowani. Zawsze znajdą usprawiedliwienie dla jej negatywnych zachowań i uznają siebie winnymi niepowodzeń.

13. Odrętwienie emocjonalne

Dużym problemem osób wychowanych w rodzinie alkoholowej jest niewiedza dotycząca własnych uczuć. Jeszcze większym dramatem jest to, iż nawet zdając sobie sprawę z tego, co czują, nie potrafią w żaden sposób tego wyrazić. Zaprzeczają własnym odczuciom, a ich stan można przyrównać do psychicznego paraliżu.

14. Nadmierna reakcja na zmiany, których nie można kontrolować

DDA pragną uniknąć sytuacji, gdy nagła zmiana mogłaby pozbawić ich możliwości uczestnictwa w niej. Takie zachowania wynikają z obawy przed utratą wpływu na własne życie i są konsekwencją doświadczeń wyniesionych z domu rodzinnego

15. Poczucie inności, odmienności w stosunku do pozostałych ludzi

Już od wczesnych lat dzieciństwa, osoby wychowujące się w dysfunkcyjnych rodzinach czują się inne niż wszyscy, brakuje im typowego dla większości ludzi poczucia przynależności. Mimo, iż tego jawnie nie demonstrują, zazdroszczą innym ich "normalności" i odczuwają złość w stosunku do tych, którzy wydają się normalni.

16. Niepokój i nadmierna czujność

Często towarzyszy im nieokreślony niepokój. Boją się tego, co może nastąpić I z tego powodu stale są w stanie gotowości do działania. Odczuwają napięcie, nerwowość, mają skłonność do łatwego wpadania w panikę.

17. Niskie poczucie własnej wartości i zinternalizowany wstyd

Dzieci z rodzin alkoholowych czują się wybrakowane jako istoty ludzkie. Ukrywają się za takimi rolami jak Opiekun, Osoba Superodpowiedzialna, Bohater, Gwiazda, Perfekcjonista. Są perfekcjonistyczni, kontrolujący, szukający władzy, krytyczni i oceniający, wściekli, jawnie lub skrycie pogardliwi, plotkarscy i obmawiający innych.

18. Mylenie miłości z litością

Mylenie miłości z litością wiąże się ze swoistym przyciąganiem do siebie osób słabych, potrzebujących wsparcia i pomocy. W związki z takimi właśnie osobami najczęściej wchodzą DDA. Potrafią wiele ofiarować osobie, która wzbudza litość, ponieważ „naprawa” drugiego człowieka stanowi dla nich ważne wyzwanie.

19. Nadmierna powaga albo odwrotność tego
Mamy tutaj do czynienia z dwoma skrajnościami: nadmierną powagą, odpowiedzialnością, ponurością, smutkiem i apatią towarzyską lub zdecydowaną spontanicznością, brakiem odpowiedzialności i bagatelizowaniem wszystkich, nawet wymagających poważnych rozważeń spraw.

20. Trudności z kończeniem rozpoczętych działań

Uwarunkowania rodzinne odgrywają także rolę w podejmowaniu i doprowadzaniu do końca ważnych działań życiowych (np. dotyczących wykształcenia, skończenia studiów, uzyskania dyplomu).

21. Nadmierna zależność i lęk przed opuszczeniem

DDA wiążą się najczęściej z nieodpowiednimi partnerami i pozostają w destrukcyjnych, dysfunkcjonalnych związkach. Mają olbrzymie trudności z przerwaniem takich toksycznych relacji. Ten problem dotyczy nie tylko związków z ludźmi, ale również np.: nieumiejętności rezygnacji z pracy nie przynoszącej satysfakcji.

22. Życie życiem ofiary

Osoby pochodzące z rodzin z problemem alkoholowym pełnią najczęściej w życiu rolę Ofiary. Są "fizycznie, seksualnie, emocjonalnie nadużywani", wykorzystywani przez innych i w większości sytuacji. "Przyciągają je inne ofiary"

23. Zastraszenie przez złość i krytykę swojej osoby

Nie znoszą gdy ktoś ich krytykuje i złości się na nich. Aby przerwać taką sytuację są w stanie zrobić wiele, nawet kosztem własnych potrzeb.

24. Szaleństwo kontroli

DDA pozostają w niewoli kontroli - muszą wszystko i wszystkich kontrolować, obawiają się utraty kontroli (wiąże się to z negatywnymi emocjami) i unikają sytuacji, w których nie mogą objąć nadzoru.

25. Nadmierna odpowiedzialność i nadmierna nieodpowiedzialność

DDA bardzo często popadają w skrajności. Dotyczy to również podejmowania działań. Osoby z rodzin alkoholowych albo biorą na siebie wszystko i odczuwają nadmierną odpowiedzialność za wszystko i wszystkich albo wycofują się I przerzucają całą odpowiedzialność na innych ludzi.
****************************************************************************************************
Dokonując próby podsumowania czynników warunkujących funkcjonowanie DDA, oprócz wyżej wymienionych cech, zwaraca się także uwagę na:

- lęk przed sytuacjami konfliktowymi,
- lęk przed uczuciami
- niemożność odprężenia się,
- niemożność odczucia przyjemności,
- duży samokrytycyzm,
- łatwość zaprzeczania,
- łatwiejsze odnajdowanie się w sytuacjach chaosu niż bezpieczeństwa,
- skłonność do widzenia świata w czarno-białych barwach w sytuacjach dużego napięcia psychicznego,
- częste cierpienie wywołane spóźnionym żalem

***********************************************************************

na podstawie opracowania
Monika Filipiak
Wyższa Szkoła Humanistyczna w Lesznie
monrek@wp.pl

źródło: www.ptt-terapia.pl



ps. pamiętaj, że to co powyżej przeczytałeś/łaś jest opisem a nie listą oskarżeń. Będąc świadomym problemu trzeba zrobić krok do przodu i podjąć terapię dla osób dorastających w rodzinie z problemem alkoholowym.
Ostatnio zmieniony przez Czw 19 Mar, 2009 13:58, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
flandra 
przyjaciel forum



Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 09 Wrz 2008
Posty: 218
Wysłany: Sob 04 Kwi, 2009 16:01   najważniejsza na świecie jest miłość, wolność i prawda

tekst z "Jak wychować szczęśliwe dzieci"
Wojciech Eichelberger w rozmowie z Anną Mieszczanek

całość mam w pdf'ie zainteresowanym mogę przesłać, ale nie mam możliwości odpowiedzi via PW


W.E.: Wewnętrzne dziecko wie, że najważniejsza na świecie jest miłość, wolność i prawda.

-Skąd ono to wie? I dlaczego ty jesteś tego taki pewien?

W.E.: Wszystkie dzieci instynktownie reagują rozpaczą, oporem i gniewem wtedy, gdy dorośli swym zachowaniem kwestionują te wartości.

-Mówisz teraz o małych dzieciach, czy o tych dorosłych osobach, z którymi pracujesz od wielu lat i którym pomagasz podczas terapii dotrzeć do wewnętrznego dziecka w sobie?

W.E.: Mówię o jednych i o drugich. Spotykam wiele osób, które nigdy w życiu nie zaznały miłości i wolności. Zawsze towarzyszy temu rozpacz. Często zadawałem im pytanie: skoro nigdy tego nie zaznałeś, to skąd rozpacz? Skąd wiesz, za czym tęsknisz? Odpowiedź była zawsze prosta: po prostu wiem. Wiem, że to nie powinno tak być. Wiem, czuję, że stała mi się wielka krzywda, że obrabowano mnie z moich przyrodzonych praw. Z prawa bycia kochanym, prawa do kochania, prawa do wolności i prawdy.
 
 
milena
przyjaciel forum



Pomógł: 7 razy
Wiek: 65
Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 833
Skąd: wielkopolska
  Wysłany: Czw 28 Maj, 2009 12:09   DDA / DDD

http://media.wp.pl/kat,38...ml?ticaid=181b4
_________________
Życie nie daje nam tego,czego chcemy,lecz to,co dla nas ma.(Władysław St. Reymont)
Ostatnio zmieniony przez Śro 16 Lis, 2011 20:48, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
migotka351 
przyjaciel forum



Pomogła: 64 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 09 Maj 2008
Posty: 428
Skąd: łódzkie
Wysłany: Śro 20 Sty, 2010 00:06   "wiano"

[...]
wiano
czyli jakiś sposób bycia z drugim człowiekiem. Ten sposób bycia jest ukształtowany w relacjach z ważnymi dla nas osobami w dzieciństwie. Wchodząc w związek, jesteśmy albo głęboko zaburzeni, albo średnio, albo mało, w zależności od tego, jak wyglądały te relacje. Czyli wnosimy w związek pewnego rodzaju sposoby fałszowania świata, to znaczy widzenia go poprzez nasze głody i niezaspokojone potrzeby. Bo jeżeli pragnę, żeby się ktoś mną zaopiekował, to na przykład psychopatyczny facet, który narzuca swoją wolę, może być widziany jako mąż opatrznościowy. A dla drugiej osoby, która jest dojrzała, samodzielna i daleko jej do takich potrzeb, taki facet od razu wygląda na chłodnego draba.
Kasia: Czyli ten sam mężczyzna jest dwiema innymi postaciami dla dwóch różnych kobiet, w zależności od tego, jak zaspokojone są ich potrzeby?
Andrzej: Oczywiście. Psychologowie powiedzieliby, że znaczenie pewnych faktów psychicznych jest zależne tylko i wyłącznie od kontekstu. Że tylko poprzez mapę naszych potrzeb i doświadczeń widzimy, jak wygląda ten człowiek dla nas. Mówię ci, że dla jednej kobiety taki facet może być ratunkiem w morzu lęku i niepewności, a dla drugiej próbującym ją zdominować tyranem.
Kasia: Ale czy to znaczy, że związek tej pierwszej kobiety z owym mężem opatrznościowym będzie udany, czy niekoniecznie?
Andrzej: Niekoniecznie. Może dostarczać bardzo ciężkich frustracji. Przemoc, dominacja, władza nie dają poczucia bezpieczeństwa, nie zaspokajają potrzeby bliskości. Dają raczej poczucie, że przynależymy do kogoś, że ktoś nas ma. To jest namiastka bliskości i miłości.
Kasia: Ale żadna kobieta nie marzy o frustracji.
Andrzej: Wszystkie marzą o książętach na białym koniu, ale jak ci książęta przyjeżdżają, to kobiety uciekają. Kobiety uciekają.
Kasia: Bo co? Bo będą kochane? Zaopiekowane? Bo nie będą wiedziały, co robić? Bo będą dopatrywać się w słowie „kocham cię”...
Andrzej: Wszystkie tęsknią za bliskością, akceptacją, miłością, spokojem i ciepłem.
Kasia: Tak.
Andrzej: To są wasze marzenia.
Kasia: Nasze marzenia. Całkowicie normalne.
Andrzej: I one się ziszczą tylko tym osobom, które były kochane, akceptowane, lubiane w życiu albo włożyły dużo pracy w to, żeby siebie zobaczyć...
Kasia: ...żeby zrobić porządek ze sobą. Dopuścić, że owszem, nie byłam kochana, nie byłam akceptowana, nie miałam poczucia bliskości, wiem, że to jest mój deficyt, ale mam się nie nabierać na erzac, tylko spróbować odnaleźć to w sobie, i wtedy znajdę również partnera, który będzie to dążenie wspierał.
Andrzej: Tak, ale jeśli nie zrobisz porządku ze sobą, a nie miałaś tego w życiu, to nie pomoże...
Kasia: ...stado książąt na białym koniu.
Andrzej: Nawet jak przyjeżdża taki, możesz go w ogóle nie zauważyć, choćby się nad tobą pochylał.
Kasia: Za cholerę. Zawsze wydłubię tego skurczybyka, który tam gdzieś stoi obok białego konia z księciem w siodle.
Andrzej: Tak. Właśnie tak. Albo uciekniesz, bo to, co oferuje ci książę, czyli te marzenia, wydaje ci się nieprawdziwe, wręcz groźne.
Kasia: Groźne? Dlaczego?
Andrzej: Bo nie znasz takiej sytuacji, nie wiesz jak się zachować. Kasiu, potrafisz sobie wyobrazić, że można chcieć być bardzo kochaną i uciec od wielkiej miłości?
Kasia: Absolutnie mogę to sobie wyobrazić.
Andrzej: Uciekasz, bo nie wiesz, co zrobić. To jest budzące lęk.
Kasia: Już znamy przyczyny tego lęku, ale ten lęk jakoś się objawia. Boję się, że ten mężczyzna nie może być taki idealny, że na pewno coś kombinuje?
Andrzej: Każdemu się to objawia inaczej, ale najczęściej uciekasz, racjonalizując sobie sytuację: Co ja będę robiła na tych pałacach z tym księciem, wcześniej czy później mnie rzuci, nie zasługuję na takiego człowieka, zaraz się pozna na mnie. I zrobisz coś, co wywoła wilka z lasu.
Kasia: Sama to zrobię?
Andrzej: Tak.
Kasia: On, biedak, nic nie musi robić?
Andrzej: On może nawet zejść z konia, na którym przyjechał, na kolanach klęczeć, błagać, przynosić kwiaty...
Kasia: O! To sobie na pewno, pomyślę, że jakiś głupiec, skoro przede mną klęka. I pewnie coś udaje.
Andrzej: Albo musi być niefajny.
Kasia: No, albo musi być niefajny, jeśli klęczy przed taką kobitą jak ja. Normalny facet by nie klęczał. Czyli odrzucamy bardzo często w związku prawdziwe dobre uczucia tylko dlatego, że ich wcześniej nie zaznaliśmy. Budzą nasz lęk, przerażenie. I wtedy projektujemy na tego drugiego człowieka różne rzeczy.
Andrzej: Po prostu mówimy sobie, że nie nadajemy się do takich uczuć. Przecież w gabinecie terapeutycznym jest bardzo dużo ludzi, których problem nie polega na tym, że są niekochani i nie spotkali nikogo, kto byłby gotów ich kochać. Są to często ludzie mądrzy, urodziwi, inteligentni, ale tak głęboko nie wierzą w to, że można ich kochać czy doceniać, że uciekną z każdego związku. Albo w każdym związku ustawią się w pozycji służącej, praczki, nałożnicy nie stawiając żadnych granic swojemu partnerowi. Dotyczy to obu płci.
Kasia: I partner też się zacznie powoli zmieniać.
Andrzej: Oczywiście. Z tego księcia w tyrana na przykład.
Kasia: Zacznie szukać partnerki, zostawiając nałożnicę czy kucharkę gdzieś tam, w tej kuchni?
Andrzej: Na przykład.
Kasia: Chcesz powiedzieć, że w związku, który dobrze się zaczął, sami możemy generować sytuacje, w których zmusimy nieświadomie partnera do takich zachowań, jakich wcześniej nie stosował wobec innych osób, a jakie zastosuje wobec nas, żeby uczynić zadość naszym pragnieniom bycia albo upokarzaną, albo...
Andrzej: Bo dla nas to jedyna możliwość bycia w kontakcie z partnerem. Wtedy, kiedy jesteśmy upokarzani czy odrzucani. To jest nam znane, wiemy, jak się w tej sytuacji zachować.
Kasia: Czyli partner może być na początku osobą dobrą, a potem chwilami zmienia się w jakiegoś diabła...
Andrzej: Rzadko kiedy wiążą się z sobą ludzie o tak różnych poziomach dojrzałości i rzadko jakaś wspaniała, mądra, dojrzała kobieta wybiera sobie na partnera faceta, który jest małym, porzuconym dzieckiem.
Kasia: Wiesz, ja byłam świadkiem, jak mąż mojej serdecznej koleżanki rozpłakał się - przy mnie wyobraź sobie - i powiedział po strasznej awanturze: Ja w ogóle nie wiedziałem, że jestem do czegoś takiego zdolny. W sytuacji, którą stworzyli, powiedział jej parę słów, których nigdy w życiu nie używał.
Andrzej: Ale to jest doświadczenie każdej pary. Przychodzą takie momenty, kiedy ludzie mówią rzeczy, których by nigdy nie powiedzieli. Czasem padają słowa piękne, głębokie, mocne, prawdziwe, czasem tak obraźliwe, tak trudne, że niszczące.
Kasia: Dlaczego mówisz, że to jest doświadczenie każdej pary?
Andrzej: No, bo każda para gdzieś się w życiu zapętla. Nie ma takich idealnych par, które potrafią wychodzić z każdej sytuacji wzorcowo, podręcznikowo. W każdej parze jest jakaś przestrzeń długotrwałego konfliktu, który rodzi frustracje i złość, toteż każdej parze może się zdarzyć, że wzajem sobie nawrzucają, powiedzą okropne rzeczy. Nie musi tak być, ale to może się zdarzyć, kiedy przestają się kontrolować. Nie mówię tu o zachowaniach, które określa się jako przemoc fizyczną czy psychiczną i które się karze sądownie.
Kasia: O przemocy nie mówimy.
Andrzej: Ale w zasadzie każda para chyba przeżyła taką kłótnię, kiedy oboje się doprowadzają do furii i gotowi są powiedzieć rzeczy, których potem będą długo żałować. To jest dość powszechne doświadczenie. I problem nie leży w tym, żeby tego nie robić. Tak naprawdę problem polega na tym, jak - jeśli już w takie maliny się wejdzie - z nich wychodzić.
Kasia: No, załóżmy, że powiedziałeś do swojej żony, która jest absolutnie cudowną osobą: Ty głupia dziwko!
Andrzej: No, załóżmy, ale nigdy tak nie powiedziałem.
Kasia: Dla niej to byłoby po prostu katujące.
Andrzej: No, dobra, spokojnie. Dla facetów też są różne teksty, którymi ich można skatować i zranić.
Kasia: Tak, na przykład: Nigdy mi nie było dobrze z tobą w łóżku.
Andrzej: Wróćmy do rzeczy. Jak partner przytomnieje, to idzie do żony i mówi: Przepraszam cię, przeleciałem za daleko, na co ona: Było mi strasznie przykro, ale rozumiem. Ważne jest, jak wychodzić z takich malin.
Kasia: Myślisz, że jest taka żona, która powie: Rozumiem, że pomyślałeś o mnie, że jestem dziwką, spokojnie się uśmiechnie i pogłaszcze cię po głowie?
Andrzej: Tak. Większość takich ostrych wypowiedzi nie jest związana z faktycznym stanem rzeczy, lecz próbą zrobienia na złość, wyrażenia wściekłości. O tym na ogół partnerzy wiedzą. W trwałych związkach jest olbrzymia tolerancja.
Kasia: ...i intencje w słowach nie zawsze się pokrywają z intencjami w myślach...
Andrzej: Słuchaj, ja myślę, że w ogóle rodzina to takie miejsce, w którym jest tak duża spójność, tak duża chęć bycia razem i takie siły do-środkowe, że mogą tam się zdarzyć bardzo trudne sytuacje i one jej nie zniszczą.
Kasia: A te sytuacje opowiedziane wyglądają tak, że połowa świata by się zbiegła i powiedziała: Jezus Maria, nie wolno tak żyć.
Andrzej: Tylko rodzina ze wszystkich związków i układów jest w stanie wytrzymać kryzysy, które w każdym innym - czy to w jakiejś przyjaźni, czy w towarzyskim gronie - kończą się po prostu rozstaniem na wieki. W rodzinie takie rzeczy się mogą zdarzać często i to jej nie psuje. Zobacz, w rodzinie ciągle ktoś z kimś walczy, ktoś kogoś zdradza (nie w sensie męsko-damskim). Raz jesteś w sojuszu ze swoim dzieckiem, a raz z mężem. Tu ciągle się to zmienia, kotłuje, ale w większości tak zwanych niezłych rodzin jest pełna świadomość, że to się nie rozleci.
Kasia: No, jeżeli mamy świadomość, że to się nie rozleci, to jest nieźle, ale jeżeli uprawiamy tango na ostrych nożach, czyli gramy cały czas w „Uważaj, bo się z tobą rozwiodę”, albo „Uważaj, bo odejdę”, to trzeba bardzo uważać, bo każde słowo może być ostatnie.
Andrzej: No, zrobiłem sobie małą wycieczkę w stronę rodziny, żeby podkreślić, że rodzina jest w stanie wytrzymać bardzo duże kryzysy, zamortyzować bardzo dużo, i żadna inna grupa społeczna nie jest do tego zdolna.[..]

fragment ksiązki - "Gry i zabawy małżeńskie i pozamałżeńskie" K.Grocholi i terapeuty A.Wisniewskiego
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. " :)
"...masz To, na Co godzisz się..."
"Jeszcze wszystko w życiu przede mną :) "
 
 
 
migotka351 
przyjaciel forum



Pomogła: 64 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 09 Maj 2008
Posty: 428
Skąd: łódzkie
Wysłany: Wto 04 Maj, 2010 08:49   Być rodzicem :córka zmarnotrawiona

Być rodzicem : Córka zmarnotrawiona

Ojcowie chcą mądrze wychowywać dzieci, w Warszawie założyli nawet koalicję ...

Ojcom zaczyna zależeć na jakości ojcostwa. Już wiedzą, że karmić, kształcić i raczej nie bić - to za mało. W Warszawie powstała KoalicjaTatów powołana przez Fundację Komunikacji Społecznej. Należą do niej mężczyźni znani i nieznani. Wspierają się i wymieniają doświadczenia.

Tej jesieni duże wrażenie na publiczności zrobiły dwa filmy: polskie "Pręgi" Magdaleny Piekorz i francuski "Popatrz na mnie" Agnes Jaoui, oba o współczesnym ojcostwie. Na spotkaniu z Magdaleną Piekorz i Wojciechem Kuczokiem, autorem powieści "Gnój" (pierwowzór scenariusza), w Salonie Polityki w Białymstoku sugerowano, by film obowiązkowo wyświetlać na wywiadówkach ";bo może polscy ojcowie wreszcie zrozumieliby, jacy są"

Życie mężczyzny w 'Pręgach" i kobiety 'Popatrz na mnie" biegnie po torach wytyczonych przez ich dobrych, trujących tatów. Ojciec "Pręg" leje i maltretuje psychicznie syna nie dlatego, że go nie kocha. Przeciwnie, kocha tak bardzo, że chce go dopasować do swych wyobrażeń o synu silnym i mądrym. Bicie służy mu tylko za narzędzie do formowania; innego stosować nie umie. Formuje neurotyka.

"Popatrz na mnie" ojciec steruje córką jak nakręcaną zabawką. Kluczyk do zabawki to obojętność i chłód. On także nie ma złych zamiarów.

Te dwa obrazy nie traktują o zwyrodnialcach maltretujących dla przyjemności swoje dzieci - z takich dzieci wyrastają zwykle kryminaliści. Opowiadają o ojcach trujących. Z ich dzieci wyrastają psychiczni pokrzywieńcy.

Kiedyś dobrym ojcem był ten, który żywił, ubierał i gromadził posag. I bił. Bez tego nie było wychowania. Destrukcyjnych skutków bicia nie analizowano. Potem dobrym ojcem został ten, który żywił, ubierał i kształcił.

Że żywiąc, kształcąc i nie bijąc ojciec może być toksyczny - tospostrzeżenie naszych czasów. Susan Forward wprowadziła w jednym ze swych bestsellerów termin "trujący rodzic". Nie - zły, okrutny, straszny, lecz taki, który dosypuje córce czysynowi codzienną porcję wychowawczego arszeniku. Nawet gdy już nie żyje.

Rodzicielstwo nie jest już tak taśmowe, jak przez setki lat, kiedy dzieci rodziły sięi w większości umierały, robiąc miejsce przy misie następnym. Teraz jest aktem najczęściej pojedynczym, oczekiwanym i celebrowanym. Jak go nie spartaczyć? Fundacja Komunikacji Społecznej skrzyknęła grupę ojców. Powstało stowarzyszenie. Spotykają się, wymieniają doświadczenia i dzielą się nimi w mediach ku pożytkowi innych ojców. Co ciekawe, skupiło ich głównie ojcowanie córkom. Czyżby to było trudniejsze niż ojcowanie synom?

Ziemia nieznana

Relacje z chłopcem znam, bo sam nim byłem- mówił kiedyś pisarz Janusz Głowacki - Ta z córką jest tajemniczą i niezwykłą przygodą w życiu. Bo ojciec wchodzi tu na ziemię nieznaną.

Może dlatego właśnie większość mężczyzn teraz pragnie, by dziecko, które ma się urodzić, było dziewczynką. Często ojcowie, sami wychowywani tylko przez kobiety - matkę, babcię, panie w przedszkolu i szkole - czują mniej lub bardziej świadomie obawę przed kontaktem z chłopcem.

Nie zostałem wyposażony we wzór takiego męskiego ojcostwa, choć wychowałem się w pełnej rodzinie- mówi Dariusz Bugalski z Koalicji Tatów, dziennikarz radiowy - Rola ojca córki wydałami się naturalna i łatwiejsza. Byłem szczęśliwy, że urodziła mi się Natalia.

Potem jednak relacje z córką komplikują się. - Synowi się zabrania, a córkę przestrzega- mówi Leszek Stafiej z Koalicji Tatów, ekspert komunikacji medialnej. - Syna wolałbym wystawić na ciężką próbę. Córkę staram się oszczędzać. Córkę prosi się albo się z nią negocjuje. Mężczyźnie z mężczyzną łatwiej się w końcu dogadać.

To też ojcowie już chłopcom-niemowlętom poświęcają cztery razy więcej czasu niż dziewczynkom-oseskom, jak dowodzi Norman Wright, amerykański terapeuta, autor książki "Tatusiowa córeczka".

Najpierw najtrudniejsze jest dla ojca być blisko- mówi Leszek Stafiej. Mała jest żywym i kłopotliwym przewodem pokarmowym. Ojciec nie znosi zapachu pieluch; to jakby zamula myślenie. Przez setki lat to kobiety zajmowały się usuwaniem dziecięcych kup.

Matka od początku naturalnie szczebiocze nad dzieckiem. Ojca słowa miłości wprawiają w zakłopotanie. Marcus Goldman w książce "Radośćojcostwa" radzi, by wypowiadać je szeptem. Lub gdy nikogo innego nie ma w pokoju. Mów - tatuś cię kocha, zamiast osobistego: kocham cię, a z czasem te wyznania przestaną cię peszyć.

Księżniczka tatusia

Gdy przewód pokarmowy zaczyna chodzić, zadawać śmieszne pytania, włazić na kolana, sytuacja się odwraca.
Mija czas, gdy trudno jest być blisko córki - tłumaczy Leszek Stafiej. - Teraz trudno jest być nie za blisko, nie natrętnie.

Żeby nie zdobywać zbyt natarczywie punktów od córki- mówi dziennikarz i satyryk Krzysztof Materna, też z Koalicji Tatów, ojciec 7-letniej Matyldy. - Nie wykazywać, że strasznie chce się z córką obcować. Że czeka się na widome znaki spływania miłości z dziecka na ojca. Złapanie proporcji w braniu i dawaniu miłości jest najważniejsze.

Bo łatwo sprowadzić się do roli podnóżka małej księżniczki.
Przychodzę z pracy zmęczony jak pies- mówi Julian Kusiuk, właściciel małej piekarni, ojciec 3-letniej Heleny (dowiedział się o Koalicji i chce należeć).Widzę tę małą i po prostu topnieję. Wszystko mnie w niej zachwyca: jak chodzi, je, bawi się, jak siusia, jak się jej odbija. Jest kobietą mego życia (wybacz żono), nic na to nie poradzę. Rodzice żony mówią, że przesadzam, że dostałem fioła na punkcie córki, że ją rozpuszczam, a ona mną rządzi. Może mają rację, że tak kochać córkę, to dla niej źle?

Bywa i tak, że ojciec przenosi na małą obraz kobiety, której nie odnajduje w żonie. Często ta żona to wyemancypowany traktor, który wszystko może i zmoże; trzyma rodzinę mocną ręką; więcej od męża zarabia. Ten typ relacji będzie się u nas upowszechniał.

Kiedy zjawia się córka, mąż nareszcie zyskuje osobę słabszą od niego, delikatną i kruchą. Ale w gruncie rzeczy sam słaby, przyjmuje z pokorą rosnącą drugą tyranię - córki. Ileż to dorosłych córek, które były toksycznie uwielbiane przez swoich ojców, przeszło przez mój gabinet - wspomina amerykański psycholog Howard Halpern. Ich kolejni partnerzy są odbiciem tatusia. To także zwykle typ uwielbiacza, przerabiany potem usilnie na twardego chłopa, bo jej wydaje się, że przy silnym byłaby taka szczęśliwa. Otóż nie, przy silnym "księżniczka taty" czułaby się zdezorganizowana, rozbita i nie na swoim miejscu. Nie wie, co to znaczy prawdziwie męski mężczyzna. Zna prawdziwie męską kobietę, jak jej dzielna matka.

Co zatem jest prawdziwym problemem polskich ojców: nadmiar uczuć czy chłód?

Chodząc po parku z córką w wózku -mówi Leszek Stafiej- zauważyłem, że matki z wózkami przystają, pogadają z kimś, przysiądą na ławce. Natomiast ojcowie alejki przebiegają. Nie zatrzymują się. Pchają wózek szybko przed sobą, jakby chcieli obowiązek spaceru szybciej mieć z głowy. I tak umyka nam, ojcom, cudowność wielu chwil z dzieckiem.

Przecież je kochamy - mówią rodzice. Jak w szkole? W porządku. Lekcje odrobione? Odrobione. A zęby? Zaplombowane. I zapada niezręczna cisza. Kontakt został wyczerpany i nie wiadomo, jakie by tu jeszcze można wypowiedzieć do siebie wyrazy.

Chłód za chłód

Natalia miała być dopilnowana, nakarmiona i już - mówi koalicjant Dariusz Bugalski. - Zaczęła chorować, nic jej nie pomagało. Wreszcie jeden z lekarzy mówi: jesteście młodzi, ładni, nieźle zarabiacie i zajmujecie się głównie sobą. Zajmijcie się więcej nią, to przestanie chorować. I przestała. Teraz, z perspektywy lat, wydaje mi się, że nie było nas przy Natalii w wielu sytuacjach, które były dla niej chyba trudne. Ale i ja za mało od niej wziąłem.

Ojcowie zamykają się w oschłości, co matkom zdarza się bardzo rzadko - sądzi Włodzimierz Kowalski z Uniwersytetu im. MariiCurie-Skłodowskiej w Lublinie. - Ich córki łatwo rozpoznać wszkole - mówi Krystyna Starczewska, dyrektorka liceum ogólnokształcącego w Warszawie. - Są nieufne i cofnięte wsobie. Wcześniej niż inne interesują się seksem. Wybierają starszych partnerów.

Nie pamiętam - mówi Teresa P. z Biłgoraja, kasjerka w supermarkecie - żeby ojciec wziął na kolana, przytulił mnie albo którąkolwiek z moich dwóch sióstr. Po śmierci naszego małego brata już w ogóle przestałyśmy dla niego istnieć, jakby to była nasza wina, że umarł. Słyszałam, jak kiedyś powiedział matce: one są twoje i rób sobie z nimi, co chcesz, mnie nic do tego. Kiedy umarł, nie umiałam go żałować.

Chłód i dystans jest przeszczepialny. Córki chłodnych ojców tęsknią za ciepłem i bliskością, ale im one jakoś nie wychodzą. Nie umieją grać na tym fortepianie. Nie ćwiczyły wprawek.

Zbliżenie córki do innego mężczyzny to w zasadzie dla wszystkich ojców wstrząs. Leszek Stafiej: - Kiedy mnie to spotkało, przypomniałem sobie, jak kiedyś biegałem za rowerkiem córki, trzymając przymocowany do siodełka kij. Zawsze był problem: kiedy puścić i pozwolić, żeby jechała sama.

Po co ty palisz?

No właśnie: kiedy? - W jakiejś audycji - mówi Dariusz Bugalski - spytano Natalię, czy puściłbym ją z chłopakiem pod namiot, gdyby o to poprosiła. Oczywiście, mam mądrego ojca, puściłby - powiedziała. Potem spytano mnie, nie znałem jej odpowiedzi. Jakby się z takim zamiarem pojawił, spuściłbym go ze schodów - powiedziałem. Zachowałem się idiotycznie.

Ojciec z "Pręg", gdyby miał córkę, reagowałby zapewne na jej dojrzewanie jak na coś w rodzaju zdrady. Byłby rozbity, zirytowany. Dogryzałby, dręczył, judził, może nawet uderzyłby w twarz.

Po co ty palisz? - spytał ojciec córkę, która pisze do "Wysokich obcasów", że po latach uświadomiła sobie jego powinowactwo psychiczne z tym z "Pręg".Paląc wyglądasz jak /****/ (była grubiutka) z papierosem. Jak koczkodan, jak dziwka. U źródła takich zachowań - twierdzi prof. Tadeusz Pośpiszyl, rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie - leży najczęściej zakamuflowana fascynacja erotyczna urokiem córki. On sobie tego czasem nie uświadamia albo broni się przed taką świadomością. Ona, zanim zatnie się w sobie i zacznie, wciąż kochając, nienawidzić ojca, stara mu się przypodobać. Jest zalotna, jakby na nim wprawiała się we flirtowaniu. To nakazuje jej instynkt, ona kształtuje swoją seksualność.

Ojca doprowadza to do furii. Nic z tego nie rozumie. A przecież to on powinien wprowadzić ją w świat mężczyzn, z którymi będzie się stykała zawodowo i emocjonalnie, utwierdzić ją w kobiecości. Więc tu też potrzebny jest jakiś zdrowy balans.

Zachwyca mnie, jak Matylda mizdrzy się przed lustrem. Uwielbiam, jak kupują z matką stroje. Wzrusza mnie, kiedy mówi, że zakochała się wsąsiedzie, 27-letnim panu, traktuję to bardzo poważnie - mówiKrzysztof Materna, póki co ojciec kilkulatki. Matka nie jest w stanie potwierdzić kobiecości córki. Z jednego powodu: nigdy nie była mężczyzną. Jesteś śliczna i ślicznie ci w tej sukience - takie zdania, które Matylda słyszy od ojca, potrzebne są córce. Zostaje w ten sposób wyposażona w pewność siebie. I nie będzie czepiać się rozpaczliwie pierwszych lepszych spodni w przeświadczeniu, że i tak toc ud, że ktoś zechciał koczkodana.

Bez sygnału "zajęte"

Co dziewiąte dziecko wychowywane jest przez samotną matkę. Z badań wynika, że chłopiec z takiej rodziny miewa - gdy dojrzewa - trudności z zachowaniem i nauką. Sądzi się potocznie, że brak ojca nie odbija się aż tak na córce. Jest wręcz przeciwnie.

Dziewczynki czują, że są kochane przez matkę bezwarunkowo. Wydaje im się, że na miłość ojca trzeba zasłużyć. Jak będziesz grzeczna, to tatuś zabierze cię na lody - utwierdzają je w tym matki. Opuszczone przez ojca, obwiniają siebie. Nie były widocznie dostatecznie grzeczne. Noszą w sobie ten dziecinny zapis.

Jako dorosłe chcą się poprawić. Szybko wiążą się z mężczyzną, wybierając często na oślep. Bywają bezwzględne, bez skrupułów potrafią zabrać męża innej kobiecie. Podejrzliwe i zazdrosne, żyją potem w wiecznym strachu przed odejściem męża i uruchamia się mechanizm samospełniającej się przepowiedni. Terapeuci znają całe ciągi pokoleniowe kobiet dziedziczących samotność.

Córka Tadeusza Gajosa, zwana Gulką, przybiegła raz ze szkoły wściekła. Tag łupia Gośka powiedziała w klasie, że jej ojciec jest najwspanialszy na świecie. Więc mówię jej: przyjdź do nas i obejrzyj mojego.

Gajos jest dla swych trzech córek autorytetem. Trudności w matematyce? Tata inżynier z pomocą. Rower? No to siadamy i za miasto. Coś się w domu zepsuło? Umie wszystko naprawić. Przytulić? Jasne. Jeśli nie pracuje, jest zawsze dostępny. Jak linia telefoniczna bez sygnału "zajęte".

Dostępność ojca dla córki jest jednym z najwspanialszych darów losu - pisze Wright.
Jego toksyczność - jednym z najgorszych nieszczęść. Jak twierdzi prof. Tadeusz Pośpiszyl, toksyczność w stosunku do córki przejawia się w postaci bardziej wysublimowanej i przez to w większym stopniu brzemiennej w skutki, aniżeli wtedy, gdy skierowana jest do syna.

Nietoksyczny - to ojciec czuły i wrażliwy na cierpienie.
Trzeba córkom mówić, że dobre, mądre, dzielne - twierdzi Leszek Stafiej - To dla nich najlepszy posag, bo najskuteczniej motywuje je w życiu.

Nietoksyczny - to liberalny, ale bez przekraczania granic dobrego wychowania i obyczajności.

Nietoksycznydba o rozwój córki. To drugi teren jej w życiu, prócz seksualności, w której jest on nie do podrobienia przez nikogo. Dziewczęta instynktownie zwracają się ku mężczyźnie - przewodnikowi po świecie znaczeń, struktur, symboli i zasad działania.

Niektórzy badacze twierdzą, że rozłąka z ojcem wpływa na przykład niekorzystnie na matematyczne myślenie córki. Ojciec nastawiony jest bowiem przede wszystkim na świat przedmiotów i kategorie przestrzenno-liczbowe. Najbardziej twórcze kobiety to córki wykształconych i dostępnych ojców (w przypadku synów większy wpływ w tym względzie ma matka).

W wychowaniu ojciec stoi dziś najczęściej na drugim planie. Tymczasem to on bardziej niż matka może uszczęśliwić przyszłe dorosłe życie swojego dziecka. Albo zatruć, pogmatwać, ubezwłasnowolnić. I to - wbrew stereotypowi - więcej szkody może wyrządzić córce niż synowi.
autor Barbara Pietkiewicz

Artykuł ukazał się w tygodniku Polityka nr 48/2004 (2481)

http://www.bycrodzicem.pl/index.php?id=40
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. " :)
"...masz To, na Co godzisz się..."
"Jeszcze wszystko w życiu przede mną :) "
 
 
 
Ameise 
przyjaciel forum


Pomogła: 166 razy
Dołączyła: 15 Sty 2009
Posty: 1729
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw 20 Maj, 2010 12:42   DDA/ DDD "Ryby mają głos"

http://flandra.wordpress....na-wlasne-nogi/
_________________
"Istotą wielkości jest umiejętność wyboru pełni życia w sytuacjach, gdy inni wybierają obłąkanie".
"Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów."
Ostatnio zmieniony przez Ameise Czw 20 Maj, 2010 12:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
ela_102 
przyjaciel forum
Po prostu CHCIEJ



Pomogła: 71 razy
Dołączyła: 25 Paź 2008
Posty: 1298
Skąd: z Elbląga
Wysłany: Pon 12 Lip, 2010 11:33   Bomba z opóźnionym zapłonem

Kiedy się skończy ta przeklęta sztafeta pokoleń? – zastanawiał się Adaś Miauczyński w filmie „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Marka Koterskiego. W scenach retrospekcji kilkuletni chłopak, przyczajony na dachu domu, wypatruje ojca nadchodzącego z pracy. – Trzeźwy czy pijany? Trzeźwy czy pijany? Wypatrywanie, systemy znaków i wczesnych ostrzeżeń. Przyczajenie. Obrona przed strachem – i wyłączenie emocji, które trwa latami. Domknięcie toksycznego kręgu w dorosłym życiu.

Tysiące Adasiów

Trzeźwy – znaczy że będzie normalnie, pijany – to znak, by uciekać. Uciekać przed ciosem, uciekać z domu, jeśli biją. Uciec w świat fantazji, w świat – jaki „powinien być ”. To modelowa sytuacja przyszłego DDA. Wiedzę o nieprzewidywalności świata („trzeźwy czy pijany?” ) i o braku wpływu na wydarzenia Adaś Miauczyński i tysiące innych Adasiów zaszczepią swojemu dziecku. Sylwek – takie imię nosi w filmie syn – w innych środkach chemicznych szukając pomocy w starciu z nieprzyjaznym, niezrozumiałym światem, być może przekaże ten międzypokoleniowy komunikat następnym. I tak z generacji na generacje dzieje się dramat. Córki alkoholików, jeśli nawet nie wychodzą za alkoholików, to często angażują się w toksyczne, wyniszczające związki, które potrafią trwać latami. Latami – bo DDA wiele zniesie. Nauczyło się tego w dzieciństwie.

Centrum i epicentrum

Początki biografii DDA są zwykle podobne. Dom rodzinny, w którego centrum jest alkoholik. Na ogół ojciec, choć coraz częściej w relacjach DDA pojawia się watek pijącej matki. Wiadomo, że choroba alkoholowa jednego z rodziców dotyka wszystkich członków rodziny. Stąd nikt nie wyjdzie „czysty”. Chory jest partner alkoholika – uzależniony od picia bądź trzeźwości towarzysza, od jego zachowania, a często i jego emocji. Całe życie rodzinne toczy się tak, by jak najlepiej wpasować się w reguły stanowione – świadomie bądź nie – przez alkoholika. Cała rodzina, w większości działań, zachowań i emocji poszczególnych domowników – skupia się wokół alkoholika. On jest zawsze w centrum uwagi.

Uzależnienie jednego z rodziców może oczywiście prowadzać do problemów finansowych w domu. Motyw biedy, choć jest jednym z częstszych elementów opowieści Dorosłych Dzieci Alkoholików, nie jest decydujący dla późniejszych losów DDA. Groźniejsze dla kształtu przyszłego życia są spustoszenia, jakie alkohol kierujący rodzicem sieje w głowie dziecka, atakując emocje, system wartości i sposób reagowania na komunikaty z zewnętrznego świata. Pijący ojciec to również swoiste „epicentrum” w rodzinie, tyle że wybuch może nastąpić po latach.

Świat jako chaos

Powrót ojca z pracy – modelowa sytuacja widziana oczami dziecka. Tata wraca pijany – można powiedzieć: „jak zwykle”. Można jednak – zwłaszcza jeśli jest się dzieckiem – mieć niesłabnącą nadzieję, że dziś będzie inaczej. – Dziś nie, dziś na pewno nie, przecież mam urodziny, na pewno o nich pamięta, przyniesie prezent, spędzimy ten wieczór wszyscy razem, będzie milo i bezpiecznie.
W końcu nadzieja gaśnie, ustępując miejsca cichemu przyzwyczajeniu do smutnej rzeczywistości. Gdy zatem ojciec wraca trzeźwy – bo na przykład podjął wobec rodziny „zobowiązanie poprawy” – dziecko jest zaskoczone. Jeśli nowa sytuacja potrwa dłużej, być może mały człowiek zdąży w świecie wyobraźni wytworzyć sytuację, w której dom jest normalny, ojciec – trzeźwy i uczestniczący w życiu rodziny. Ponieważ jednak alkoholizm rzadko pozwala na dotrzymywania zobowiązań, sytuacja na ogół wraca do punktu wyjścia. I trwa to latami.

Tak więc nieprzewidywalność – to podstawowy komunikat, jaki młody człowiek otrzymuje od świata, pełnego dlań chaosu i wrogich sił. Rzeczywistość jest nie do przewidzenia, nasza rola – nie przez nas pisana. Nikt nie ma wpływu na to, co się dzieje wokół. Mechanizm w postaci gotowego skryptu, czyli „przepisu na postępowanie” w nowych sytuacjach, jakie spotykają człowieka na jego drodze życiowej – kieruje człowieka ku bierności, uczy braku inicjatywy i samodzielności w myśleniu czy decydowaniu, prowadząc do niezdrowego uzależnienia od opinii innych ludzi.

Jestem nieważny

Strach dziecka przed zranieniem, gdy nie znajduje zrozumienia u matki, bez reszty zaangażowanej w utrzymywanie kruchej równowagi w domu. Myślącej tylko o tym, by „jakoś to działało dalej” i siłą rzeczy konserwującej chorą sytuację.

– Czym jest mój problem wobec zmagań mojej matki – może pomyśleć nastolatek. – Czym są moje rozterki, problemy z tożsamością czy cerą – wobec naszego PROBLEMU? Nie dość że nic ode mnie nie zależy, nie mam na nic wpływu – to JESTEM NIEWAŻNY. Nikt mnie nie chce wysłuchać, nikt mnie nie rozumie, nie mam z kim porozmawiać o tym, co się dzieje w moim domu – i co ja w nim czuję... Jestem do niczego – bo nikt mnie nie chwali, nie daje znaków i wskazówek, jak postępować. Jestem sam dla siebie – nikogo nie obchodzę.


Zero emocji

Pijany ojciec – to również strach dziecka. Strach przed ciosem, który wcale nie musi być fizycznym uderzeniem. Strach prowadzi do złości: dlaczego muszę się bać własnego ojca? Dlaczego on jest wiecznie pijany? Dlaczego boję się matki, która wiecznie krzyczy, jest zmęczona i zainteresowana tylko NIM? Dziecku trudno sobie poradzić ze złością na rodziców. Tyle razy matka powtarzała, że „na Boga i rodziców gniewać się nie wolno”. Nie wolno – to nie wolno.

Co dziecko ma począć z emocjami, z którymi sobie nie radzi, których na domiar złego NIE WOLNO mu mieć? Zamraża je. Przestaje odczuwać cokolwiek. Prawie się nie boi – bo i czego tu się bać, można się przyzwyczaić przez lata. Nie nienawidzi ojca, który krzywdzi siebie i rodzinę – bo rodziców „się kocha”, a jeśli to niemożliwe – lepiej nie czuć nic.

To jeden z mechanizmów aleksytymii – choroby ducha, która skutkuje trwałym wyłączeniem własnych emocji, zastępowanych przez „cudze” – takie, których oczekuje otoczenie. Aleksytymik nie odczuwa własnych emocji, ale przez sobą i światem „odgrywa” cudze – najczęściej takie, które w konkretnej sytuacji ocenia jako społecznie pożądane.

Dorosłe dzieci mają żal

„Gdzie się podziało moje dzieciństwo” to tytuł jednej z bardziej znaczących polskich książek dotyczących obszaru DDA. W kilku esejach psycholodzy i terapeuci analizują historie DDA, kreśląc wspólny kontur postaci dotkniętej w dzieciństwie problemem alkoholizmu rodziców.

Żal utraconego dzieciństwa, które nigdy nie było takie, jak być powinno: bezpieczne i wsparte autorytetem. Dzieciństwo nie było dzieciństwem, skoro zmagało się z problemami przerastającymi małego człowieka. Córka odprowadzająca pijanego tatę z baru do domu pod okiem sąsiadów i przechodniów – to wstyd, złość i odpowiedzialność, które powinny być obce dziecku. W optymalnej sytuacji mały człowiek powinien uczyć się świata poprzez rozwiązywanie problemów stosownych do wieku. Emocje wywołane przez zaangażowanie w niezbyt zrozumiały, wrogi świat są zbyt trudne dla dziecka. Złość, żal wobec rodziców – zarówno pijącego ojca, jak i „nieobecnej” matki – to uczucia, z którymi dzieciństwo nie może sobie poradzić.
Utracone dzieciństwo, skradzione lata – jak je odzyskać? Wiele spośród osób dotkniętych problemem DDA, „zamroziwszy odczuwanie” – w rozwoju emocjonalnym zatrzymuje się na etapie dziecka. Dziecko, które być nim wcale nie przestało – być może w ten sposób próbuje nieświadomie odzyskać utracone dzieciństwo. Jednak droga do arkadii jest arterią jednokierunkową – można do niej wrócić jedynie w świecie ułudy, co DDA również często czynią, pogrążając się w nierealnych, przesłaniających rzeczywisty obraz marzeniach. Mogą jednak – a to czynią najczęściej – rekompensować sobie utracone lata, wewnętrznie nie godząc się na dorosłość. Pozostają dziećmi: bezradnymi w wyborach, szukającymi oparcia w „ dorosłych ”, chłonącymi cudze emocje. Nie umieją nawiązać głębszych relacji, ponieważ nie kontaktują się z własnym odczuwaniem. Często „odgrywają” rolę czułych kochanków, dobrych żon, wiernych mężów, podczas gdy sami nie wiedzą, czy im wygodnie w takim kostiumie. Pędzą za pieniądzem – być może go nie potrzebując, opętańczo poświęcają się pracy czy biznesowi – nie czerpiąc z tego radości, czynią kolejne podboje miłosne – posiłkując się cudzymi wzorcami. Nie wiedzą, że to, co „czują” – nie do nich należy. Zamrożone jądro ciemności pozostaje w ukryciu.

Pustka

Wszystko może się toczyć ustalonym torem, w pozornej harmonii. Sytuacja – jak ta w dzieciństwie – może trwać latami. DDA mogą przeżyć życie, nie wiedząc, że ich smutek, pustka, niefortunne związki sięgają korzeniami do czasów dzieciństwa. Bywa i tak, że pewnego dnia w szczęśliwym małżeństwie pojawia się, bez wyraźnego powodu, smutek i pustka. Pustka – to słowo, które DDA bodaj najczęściej przywołują, gdy mówią o swoim życiu. Bywa, że odkrywanie przed samym sobą wewnętrznej prawdy trwa latami. Niełatwo się przyznać, że życie nie układa się tak, jak byśmy chcieli. Że niewiele cieszy, że „to wszystko nie tak”.

DDA najczęściej nie chcą wracać do tego, co minione. – Po co się grzebać w przeszłości, skoro to już nic nie zmieni. Ojciec nie żyje, a ja mam własną rodzinę, którą należy się zająć – mówią często Dorosłe Dzieci na początku drogi ku uwolnieniu od koszmaru przeszłości. Zapewne kieruje nimi wstyd, który silnie uwewnętrzniły w dzieciństwie. – W domu działy się takie rzeczy, że nie sposób o tym komukolwiek opowiadać – argumentują DDA. Powrót do przeszłości boli. Ożywają demony, Dorosłe Dziecko znów staje się dzieckiem – przerażonym, skulonym w kącie, przyczajonym i nieważnym.

Warto rozmawiać

Powrót do przeszłości nie jest jednak bezcelową torturą. Podjęcie próby uporania się z demonami przeszłości pozwala na to, by mechanizmy z dzieciństwa przestały kierować życiem dorosłego By człowiek nauczył się reagować na komunikaty ze świata w sposób odpowiedni do sytuacji z DZIŚ, a nie dziecięcego WCZORAJ. Żeby wyłączyć nieadekwatne skrypty z dzieciństwa, które w niezdrowy sposób kierują życiem DDA.

Dorosłe Dzieci Alkoholików lubią przebywać w swoim towarzystwie. Często lgną do siebie, nieświadome źródeł siły przyciągania. Zdarza się, że ktoś uchyli rąbka wstydliwej tajemnicy z dzieciństwa, pokonując pierwszy etap drogi ku oczyszczającej rozmowie.

„To, co nie nazwane – nie istnieje” pisze Vladimir Nabokow w „Zaproszeniu na egzekucję”. By pokonać problem, trzeba najpierw go nazwać. Dać mu odpowiednie słowo, które dotychczas nie istniało, bo i sam problem został zepchnięty do niepamięci. Nazwać łatwiej jest z innymi, którzy mają za sobą podobne historie. Taki jest sens grupowej psychoterapii Dorosłych Dzieci Alkoholików.

Dobrzy – dla innych

Niewiele źródeł ukazuje „ dobre strony” bycia DDA. Takie ujęcie właściwe jest pracom amerykańskiego psychologa Roberta Ackermana. Doświadczenie życia w rodzinie z problemem alkoholowym to zawsze dramat i piętno, jednak – idąc za myślą Ackermana – również pewien dodatkowy dar, którego sposób wykorzystania zależy od samego DDA. Nie chodzi tu tylko o to, że bolesne doświadczenia uszlachetniają, ale i czegoś uczą, pomagając w uzyskaniu głębszego wglądu w innego człowieka, a w ostatecznym rozrachunku – również samego siebie.

Trzeźwi alkoholicy odzyskujący zdrowie w grupach AA często dziękują „sile wyższej” za „ dar choroby”, bez której być może nigdy nie doznaliby „przebudzenia”. Nie uzyskaliby tak głębokiej samowiedzy, nie odkryli bogactwa świata, nie zachwycili się urokami codzienności. Podobnie i wśród DDA bywają tacy, którzy w dramatycznej przeszłości upatrują źródło swej siły, dojrzałości i zrozumienia.

DDA z dzieciństwa wynieśli strach przed nieprzewidywalnością. Boją się zatem samotności, utraty. Kieruje nimi wzmożone poczucie odpowiedzialności za innych i siebie – jednak chyba zawsze w tej kolejności... Przed tym, na co nie mieli wpływu, po latach bronią się wzmożonym poszukiwaniem poczucia kontroli nad rzeczywistością w innych obszarach. Najszybciej „ dobre cechy” DDA odczuwają ich zwierzchnicy. DDA stają się niezwykle lojalnymi pracownikami, w pełni angażującymi siły i emocje w powierzane zadania. W zamian chcą tylko uwagi, uznania i akceptacji, których zabrakło w dzieciństwie. Widoczna jest szczególna skłonność DDA do zawodów „misyjnych” – wymagających angażowania emocji, empatii, gotowości do pomagania innym. To niewątpliwy plus, jaki można postawić po stronie zysków w ocenie przeszłości i jej konsekwencji dla DDA. Pytanie tylko, czy beneficjentem tej sytuacji jest Dorosłe Dziecko – czy jednak społeczeństwo, które w DDA zyskuje najofiarniejszych wolontariuszy, najuważniejszych terapeutów, oddanych społeczników i bezinteresownych „poprawiaczy świata”, których przez lata nie dopada rutyna ani wypalenie zawodowe.

Lojalność i zaangażowanie to również częste cechy DDA jako partnerów w związkach. Choć mają ogromne problemy z budową relacji – jeśli im się to uda, dążą do zapewnienia jej trwałości. Inna rzecz, że jako niepoprawni „altruiści” czasem płacą za to zbyt wysoką cenę, ponownie chowając swoje marzenia, oczekiwania, emocje.

Odnaleźć siebie

Różne są drogi, którymi DDA dochodzą do grup terapeutycznych – czy grup wsparcia. Czasem jest to „moment przesilenia” w odczuwaniu swojego życia, czasem ewolucja trwająca latami. Często katalizatorem przemian jest rozmowa z innym DDA.

Grupa wsparcia, oparta na założeniach wspólnot AA, pozwala na zachowanie anonimowości. Bez nazwiska, miejsca pracy i zamieszkania łatwiej pokonać wstyd, który zamroził kontakt z przeszłością. Okazuje się, że tak jak „piciorysy” alkoholików w grupach AA mają wiele podobnych cech, tak i w opowieściach DDA można wydzielić dużą część wspólną dla wszystkich historii. Uczestnik grupy, mówiąc o swej przeszłości, daje słowa temu, co minione, a czego jako dziecko nie potrafił nazwać. Odkrywa przeszłe emocje po to, by je skojarzyć z tamtymi wydarzeniami. Zaczyna odczuwać własne emocje – takie, jakie były jego udziałem, gdyby wówczas, jako dziecko, ich nie stłumił. Łatwiej wyrazić to, co przed laty zawstydzało bądź przepełniało strachem i złością, gdy się okazuje, że inni mówią o podobnych wydarzeniach. – To był potwór – powie DDA, słuchając opowieści z dzieciństwa innego uczestnika grupy. Nazywając przeszłość współtowarzysza, łatwiej odzyskuje kontakt z własnym odczuwaniem minionych spraw, których jako dziecko nie mógł i nie potrafił właściwie ocenić i odczuć.

W historiach opowiadanych przez innych można odnaleźć siebie, swój strach, swój wstyd, swoją złość i poczucie bezradności. Dorosły człowiek daje sobie prawo do takiej oceny przeszłości. Pozwala sobie na wyrażenie złości wobec ojca, matki. Reaguje po latach tak, jak nie mógł się zachować jako dziecko. Ma szansę na wypracowanie nowych modeli zachowań, opartych na własnych emocjach, których już nie trzeba się bać. Nauczy się wsłuchiwania w swoje emocje, odzyska szacunek dla własnych potrzeb, zrozumie swą niepowtarzalną podmiotowość, a może nawet się polubi – takim, jakim jest. I jakim był. Bo koszmar pozostanie koszmarem – ale oswojonym, w klatce opatrzonej napisem: BYŁO I NIE WRÓCI. Jak w Czarnobylu: był dramat, ale szkodliwego promieniowania już nie ma.

I wówczas DDA naprawdę rozpocznie swoje dorosłe życie.

Źródło
 
 
ela_102 
przyjaciel forum
Po prostu CHCIEJ



Pomogła: 71 razy
Dołączyła: 25 Paź 2008
Posty: 1298
Skąd: z Elbląga
  Wysłany: Śro 14 Lip, 2010 16:51   Dobre Dzieci Alkoholików

Inteligentni, pomocni, wierni, uważni – takie cechy mają dorośli wychowani w rodzinach alkoholików. Szkoda, że tak mało się o tym mówi.

Dorosłe Dzieci Alkoholików. Mają po 20, 30, 40 i więcej lat. Ambitni, odnoszą sukcesy w pracy. Skończyli studia albo zdali maturę. Na terapię przychodzą, bo mają kłopoty emocjonalne, problemy w bliskich związkach, są na skraju rozwodu.

Często trafiają na warsztaty z objawami nerwicy, lękami, depresją, bólami żołądka i głowy niemającymi żadnego uzasadnienia medycznego. Są przeświadczeni o swojej inności. – Lubię z nimi pracować. Są nietuzinkowi, inteligentni, nastawieni na rozwój – przyznaje Bogusław Włodawiec, psycholog i terapeuta pracujący z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików (DDA). – To doskonali słuchacze, przyjaciele, rodzice, pracownicy.

Często nie znają tej najważniejszej prawdy o sobie. Nie zdają sobie sprawy, że są dobrymi, odpowiedzialnymi ludźmi, oddanymi kolegami i świetnymi opiekunami. Co więcej, lekarze, psychologowie, a także sami DDA, skupiają się na negatywnych emocjach i cechach osobowości oraz próbach uporania się z nimi. Nie potrafią sobie uświadomić, że ich potencjałem są znacznie większe niż u przeciętnego człowieka zasoby empatii, wrażliwości, miłości.

Monika Żywek, studentka pedagogiki na Uniwersytecie Warszawskim, zainteresowała się pozytywnymi aspektami bycia DDA. Napisała w tym roku pracę magisterską „ Druga strona medalu. Korzyści bycia DDA”. Będzie jej broniła w tym roku. Przekopując biblioteki w poszukiwaniu literatury o pozytywnych stronach przeżyć wyniesionych z rodziny z problemem alkoholowym, uświadomiła sobie, jak niewiele się o tym mówi.

– Okazało się, że w literaturze są całe litanie negatywnych konsekwencji wychowywania się w takim domu – twierdzi. – Natknęłam się tylko na kilka polskich artykułów na temat potencjalnie dobrych stron bycia DDA.

Znalazła je w wynikach badań jednego z bardziej znanych autorów amerykańskich Roberta Ackermana. Na potrzeby swojej pracy tłumaczyła jego książkę o dorosłych córkach alkoholików pt. „Perfect daughters”. Dorastanie w rodzinie z problemem alkoholowym to ogromny dramat, podobnie jak na przykład bycie osobą niepełnosprawną. Ale też od samych DDA zależy, co z tym „bagażem” zrobią. – Cierpienie może uszlachetniać, jeśli się je przepracuje, wyciągnie z tego właściwe wnioski, wybaczy – uważa Włodawiec. – Doświadczenia wyniesione z rodziny alkoholowej są nauką o świecie i ludziach. Ale może też ta przeszłość powodować tylko dalsze cierpienie.

DDA mają wiele cech wspólnych: poczucie izolacji, zakłopotanie, nieustanne ustępowanie innym, pragnienie zadowolenia wszystkich, nawet swoim kosztem. Ludzie z rodzin alkoholików zgadują, co jest normalne, mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów do końca, często nie potrafią się bawić i przeżywać radości. Niezwykle serio traktują siebie i świat wokoło. Bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania. Boją się porzucenia i straty. Są nadmiernie odpowiedzialni za innych i za siebie, kontrolują otoczenie. Nie ma dla nich nic gorszego niż nieprzewidywalność.

Bagaż „ do przerobienia ”

W dzieciństwie DDA musiały przewidywać: co się stanie dziś, gdy wrócą ze szkoły. Żyły w nieustającym zagrożeniu. W trakcie terapii muszą przyznać, że nie mają kontroli nawet nad tym, na czym zaciskają dłonie, ani wpływu na bliskich, i wobec tego bywają bezradne. Zapomniały, że można czuć się bezpiecznie i być szczęśliwym po traumatycznym dzieciństwie w domu pełnym alkoholu.

Jak mają zmienić myślenie o sobie i uświadomić sobie swoje mocne strony? Terapeuci radzą, żeby najpierw zaopiekować się sobą, stać się swoim kochającym rodzicem. Powtarzać: ja jestem dla siebie najważniejsza/y, bo to jest wszystko, co mam. Pozwolić na wyrażenie wszystkich lęków, pozbycie się wstydu, zaakceptowanie i pokochanie siebie, na pogodzenie się z przeszłością. A potem zacząć dawać siebie innym.

– Zmiana sposobu myślenia to ważny krok w drodze do zdrowienia – mówi Włodawiec. – A kolejny to eksperymentowanie w bliskich relacjach. Bo znacznie łatwiej jest siebie samego pokochać, gdy dostaje się miłość z zewnątrz.

28-letnia Aneta właśnie rozpoczyna ten proces. Od patrzenia wstecz. – Żyłam zawsze po to, aby uszczęśliwiać innych – mówi. – Sama jednak czułam, że jest dla mnie nieosiągalne bycie ważnym dla innych, kochanym, podziwianym, szczęśliwym. Czułam się zahamowana, brzydka, zakompleksiona, nieśmiała, niegodna uwagi, nic niewarta. Do tego towarzyszyło mi często napięcie, wstyd i wewnętrzna kontrola. Teraz o przeszłości myśli inaczej: jest dumna, widząc, jak wiele uczyniła dla swojego poczucia pełni i osobistego szczęścia. – Skończyłam studia, rozpoczęłam pracę, nauczyłam się kochać siebie w samotności. Staram się przeżywać życie świadomie i przyjmować z miłością wszystko, co mnie spotyka i czego doświadczam. Uczę się marzyć i żyć tym, czego pragnę – zapewnia Aneta.

Młodszy od niej o trzy lata Chrystian, student, z konieczności wciąż mieszkający z ojcem alkoholikiem, też zna już swoje dobre strony. Twierdzi, że jest odpowiedzialny, bardzo zaradny, odporny na stres, szybko się podnosi po porażkach. Lojalny i uczciwy. – Bardzo szanuję ludzi – mówi. – Szczególnie tych, którzy mnie szanują. Jestem wierny, nie potrafiłbym zdradzić kobiety. Bardzo chciałbym mieć w przyszłości ciepły dom i dać rodzinie wszystko to, czego ja nie dostałem.

Tacy jak ja

Wiele swoich wypracowanych w trudnym dzieciństwie cech podoba mu się, ale najbardziej dumny jest z tego, że udało mu się zachować szacunek dla samego siebie. – Jako 20-latek zacząłem pracować nad niepopadaniem w skrajności, nad respektowaniem własnych słabości. Nie potrafiłem skończyć rozpoczętych spraw. Kilka miesięcy temu usłyszałem o DDA, zacząłem szukać w Internecie i okazało się, że przez pięć lat walczyłem z czymś, o czym myślałem, że jest tylko moją przypadłością. Uradował mnie też fakt, że nie jestem z tym sam – mówi Chrystian.

Dobrze myśli też o sobie 36-letni Grzegorz. – Dawniej uważałem, że na świecie byłoby o wiele lepiej, gdyby wszyscy ludzie byli tacy jak ja – mówi trochę żartem. – Nie wiem, czy się lubię. Wiem, że nie mam poczucia, że się nie lubię. To chyba już coś. Jestem na ogół dobrym człowiekiem. Można mi zaufać, można na mnie polegać. Mam potrzebę pomagania innym, wspierania ich. Lubię dawać, to podobno oznaka miłości. Wiem, że jestem dobrym i lubianym przełożonym, więc chyba jestem sprawiedliwy.

Grzegorz zastanawia się, czy dorastanie w rodzinie, w której był alkohol, coś mu dało. – Zazdrościłem innym kolegom zabaw z tatą, lgnąłem do starszych. Próbowałem się wcześnie usamodzielnić, znaleźć miłość, rodzinę, poczucie stabilizacji. Wiem, że moje dzieciństwo mogło być lepsze, czuję się oszukany. Z jednej strony matka nadrabiająca brak ojca, z drugiej strony on sam, olewający wszystko i martwiący się tylko o to, czy będzie miał co wypić. Byłem niesprawiedliwie traktowany, karcony za bzdury – wspomina. Nie próbuje nadrobić dzieciństwa, bo niby w jaki sposób? Daje swoim dzieciom ojca,H jakiego on nie miał. Bawi się z nimi, poświęca im wolne chwile, interesuje się ich sprawami. – Staram się być dla nich nie tylko ojcem, ale i przyjacielem – zapewnia Grzegorz. Jest także świetnym informatykiem, zbiera bardzo dobre opinie w pracy. Nic w tym dziwnego.
– Najwięcej pożytku z dobrych cech DDA mają ich szefowie – uważa Włodawiec. – To są bardzo oddani, lojalni pracownicy, którzy nie upomną się o podwyżkę. Biorą na siebie więcej odpowiedzialności niż inni, za całe kierownictwo, tak jak wcześniej za pijącego rodzica. Zostają w pracy po godzinach, co więcej – gotowi są to robić za namiastkę akceptacji – wylicza Włodawiec. – Traktują firmę jak rodzinę, szukają więc w niej akceptacji, nie pieniędzy. Dobre słowo jest dla DDA ważniejsze niż premia. To duża korzyść dla kierownictwa zatrudniać DDA, bo można ich pochwalić, poklepać po ramieniu, a oni z wdzięczności wyprują z siebie żyły.

Bo też, jak zauważa Monika Żywek, dominującą cechą DDA jest popadanie w skrajność. Odpowiedzialność może w ich przypadku łatwo stać się nadmierną odpowiedzialnością, a gotowość do pomocy innym – całkowitą rezygnacją z własnych potrzeb.

Ze skrajności w skrajność

W swojej pracy magisterskiej Monika opisuje, że ankietowane przez nią Dorosłe Dzieci Alkoholików w większości „potrafią spojrzeć na trudne doświadczenia i wydobyć z nich elementy, które można traktować jako plusy i wykorzystać w dorosłym życiu”. Monika zauważa, że DDA są świadomi, iż korzyści te nie istnieją w oderwaniu od strat, że mogą nieść wiele zagrożeń. Wiedzą, że jeśli nie będą pracować nad sobą, te plusy staną się dla nich równie uciążliwe jak straty. Monikę zadziwił ogromny potencjał optymizmu u ludzi, z którycmi rozmawiała, a także ich ambicja, odpowiedzialność, pracowitość, wrażliwość na potrzeby innych, bezinteresowność, tolerancja i cierpliwość, lojalność, opiekuńczość, słowność. – W większości DDA zdają sobie sprawę, że przymus udowadniania światu, że jest się najlepszym, i dążenie do celu kosztem własnego zdrowia i dobrego samopoczucia mogą zniwelować korzyści kryjące się pod hasłami: ambicja, odpowiedzialność, pracowitość – uważa Monika. Ale niezwykle ważne i cenne jest odbieranie swojego życia jako sensownego i wartościowego wbrew trudnym doświadczeniom dzieciństwa. Nie wiedzą, kim byliby dzisiaj, gdyby nie życie w rodzinie alkoholowej. Doceniają wewnętrzną siłę i to, w jaki sposób odpowiedzieli i wciąż odpowiadają na wyzwania. – Wszystko to pod warunkiem jednak, że uda im się „wyzdrowieć” i nadrobić straty – twierdzi w swojej pracy Monika.

Wielu ludzi, wychowanych w niezaburzonych tak bardzo rodzinach, często nie doznaje takiego przebudzenia, przez całe życie realizując scenariusz napisany dla nich przez modę, reklamy i oczekiwania innych. Nie są to ludzie w jakiś szczególny sposób zaburzeni, może tylko pozwalają unosić się prądowi życia w nieznanym sobie kierunku, nie zastanawiają się nad sobą, swoim potencjałem i swoimi możliwościami.

Dość duża część Dorosłych Dzieci Alkoholików w ogóle nie trafia na terapię DDA. Nie szuka pomocy i być może nie ma żadnych poważniejszych problemów, bo wynikają one nie tylko z wydarzeń, ale także z ich interpretacji. Są też tacy, którzy powielą schemat z dzieciństwa – będą pić i krzywdzić bliskich. Oni nie uświadomią sobie i nie pokażą innym nadzwyczajnych cech swoich osobowości.

Renata Mazurowska
Ostatnio zmieniony przez Wto 17 Sie, 2010 20:42, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Ameise 
przyjaciel forum


Pomogła: 166 razy
Dołączyła: 15 Sty 2009
Posty: 1729
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto 16 Lis, 2010 11:08   DDA - koszmar dzieci z rodzin alkoholików

DDA. Dorosłe dzieci alkoholików

Dokument ukazuje ludzi, którzy pochodzą z rodzin dotkniętych chorobą alkoholową. Bohaterowie filmu mówią otwarcie o koszmarze, jaki przeżyli. Nałóg rodziców zrujnował nie tylko ich dzieciństwo, lecz także całe dorosłe życie. DDA za wszelką cenę próbują się wyzwolić od dręczących ich wspomnień. Szukają pomocy w poradniach i ośrodkach terapeutycznych. Leczenie stanowi czasem ich jedyną szansę na normalne życie.
_________________
"Istotą wielkości jest umiejętność wyboru pełni życia w sytuacjach, gdy inni wybierają obłąkanie".
"Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów."
 
 
Ameise 
przyjaciel forum


Pomogła: 166 razy
Dołączyła: 15 Sty 2009
Posty: 1729
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto 16 Lis, 2010 11:22   Jak można pomóc DDA/DDD?

Jak można pomóc dorosłym dzieciom alkoholików / dorosłym dzieciom pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych ?

Jest to fragment filmu stworzonego na potrzeby kampanii informacyjnej leczmy-alkoholizm.org.

Głównym celem kampanii jest przeciwdziałanie powstawaniu zjawisk szkodliwych społecznie a w szczególności uświadamianie osobom uzależnionym i bliskim osób uzależnionych, czym jest choroba alkoholowa, jak się rozwija, jakie mogą być skutki picia oraz jakiej i gdzie pomocy należy szukać.

W materiale specjaliści odpowiadają na pytania - Czym jest alkoholizm? Jak rozpoznać objawy alkoholizmu? Kiedy to się zaczyna? Jak poradzić sobie z alkoholikiem? Co to jest współuzależnienie? Jakie są skutki rodziców alkoholików? Jak leczyć alkoholizm?

Więcej info na www.leczmy-alkoholizm.org
_________________
"Istotą wielkości jest umiejętność wyboru pełni życia w sytuacjach, gdy inni wybierają obłąkanie".
"Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów."
Ostatnio zmieniony przez jerry Śro 17 Lis, 2010 07:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
eliania 
przyjaciel forum



Pomogła: 92 razy
Wiek: 38
Dołączyła: 18 Sie 2009
Posty: 1380
Wysłany: Czw 18 Lis, 2010 17:48   

Ameise, bardzo dziękuje za zamieszczone ostatnio wartościowe linki!

Myślę, że w tym temacie warto jeszcze dodać to:

"DDA. Na zdrowie."

Część 1
Część 2
Część 3

Opowieść o dzieciach alkoholików. Beata, Marcin, Agata i inni szczerze opowiadają o swoich problemach i wstydliwych tajemnicach rodzinnych. Nie zaznali ciepła i beztroskiego dzieciństwa. Byli bici, wyszydzani, wyrzucani z domu, nierzadko wykorzystywani seksualnie. Za to nienawidzą bliskich, którzy zgotowali im taki los. Wszyscy z ulgą zrywali z domem. Trudno im zapomnieć o krzywdach psychicznych, które głęboko wryły się w pamięć. Szansą może być terapia w grupach wsparcia dla dorosłych dzieci alkoholików.

reż. Michał Bukojemski
 
 
 
migotka351 
przyjaciel forum



Pomogła: 64 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 09 Maj 2008
Posty: 428
Skąd: łódzkie
Wysłany: Sob 15 Sty, 2011 11:26   "Dramat udanego dziecka" Alice Miller

Odkrycie emocjonalnej prawdy o sobie uwalnia od zaburzeń psychicznych. Iluzje i złudzenia (np. pogoń za sukcesem) są pseudoobroną. Przeszłości zmienić nie możemy, ale jesteśmy w stanie zmienić swój stosunek wobec własnej osoby, historii i życia. Przeszłość nie przeżyta pozostaje utkwiona w ciele. Nieuświadomione lęki, wyparte potrzeby i uczucia tak długo stanowią motor naszego działania, jak długo nie damy im przystępu do naszej świadomości.

Niektórym ludziom posiadającym dużą zdolność introspekcji oraz empatii trudno przychodzi szacunek dla świata swego dzieciństwa, w zamian odczuwają łatwo przymus odnoszenia sukcesów czy manipulacji. Tymczasem brak prawdziwego emocjonalnego zrozumienia oraz szacunku dla swych dziecięcych przeżyć bólu i smutku prowadzi do stłumienia, wyparcia i… życie na poziomie iluzji.

Dorosły, który w dzieciństwie nie doznał bezwarunkowej akceptacji, miłości i szacunku, będzie (jeśli nie uświadomi sobie że nosi tę potrzebę w sobie) całe życie szukał zastępczego rodzica. Bolesne jest, gdy oczekuje od własnego dziecka zaspokojenie dawnej potrzeby – uwagi, podziwu której nie zaspokoili dziadkowie maleństwa. Wczesne przystosowanie się niemowlęcia do oczekiwań matki czy ojca (nie posiadających wewnętrznego poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa) zmusza je do wyparcia swoich naturalnych potrzeb: miłości, szacunki, opieki, zrozumienia. Do momentu, gdy dziecko nie spotka na swej drodze kogoś, kto je zaakceptuje wraz z jego wszystkimi emocjami bez osądzania, dziecko będzie wypierało swe potrzeby, przechowując je w swoim ciele. Jednym z takich uczuć wypieranych często jest uczucie opuszczenia. Prowadzi ono do nałogów, przymusu udziału w różnych grupach, perwersji itp. Samotność w domu rodzinnym zastępowana jest w dorosłym życiu izolacją wewnętrzną.

Dorosły człowiek powinien pozwolić sobie przeżyć głęboki smutek po stracie (np. przyjaciela), w przeciwnym razie – dosięgnie go depresja. Zarówno dorosły jak i dziecko, mogą się bać swoich uczuć, dotąd dopóki nie uświadomią sobie przyczyny swoich lęków. Trzeba budować coraz mocniejsze mury wokół bolącego miejsca w sobie, a to przeszkadza w normalnym rozwoju emocjonalnym. Życie iluzjami nie leczy ran. Dopiero doświadczenie własnej prawdy odsłoni ogromny żal, wyparty ból, a następnie – przyniesie empatię dla swego dziecięcego doświadczenia oraz poczucie nowej wewnętrznej wolności. Wtedy dopiero osoba pozwala sobie odczuwać i okazywać smutek, szczęście, lęk, złość i inne uczucia niezależnie czy to się innym podoba czy też nie. Małe dziecko boi się wyrażać siebie, bo boi się emocjonalnej śmierci. Dorosły – jest w stanie doświadczyć dawnego odrzucenia, niechęci czy bólu bez obawy narażenia swojej egzystencji. To odkrycie, że nie jest się zawsze zgodliwym, opanowanym czy wielkodusznym może przerażać i ranić, gdy osoba dana na tymże opierała swój szacunek dla siebie. Jednakże im bardziej pozwalamy sobie odczuwać dawne uczucia, tym silniejsi i bardziej spójni będziemy się czuli. Możemy czasem odczuć bunt, żal czy gniew uświadamiając sobie, że rodzice byli zamknięci na nasze podstawowe potrzeby. Jeśli nie przepracujemy tego doświadczenia, będziemy je projektować mniej lub bardziej świadomie na inne osoby w naszym dorosłym życiu.

W pracy terapeuty warto też pamiętać, że prawdziwą autonomię do której chcemy doprowadzić naszych pacjentów, musi poprzedzić uczucie zależności. Przepracowanie swojej historii potrzebne jest także rodzicom, aby mądrze kochali swoje dzieci. Każde dziecko potrzebuje, aby matka je dostrzegała z miłością, okazywała szacunek dla potrzeb i uczuć dziecka. Malutkie dziecko potrzebuje lustra w oczach matki, aby czuło się ważne, chciane i kochane. Jeśli tego nie zobaczy w oczach matki, później całe życie będzie szukać takich oczu…Dziecko rozwijając w sobie to, czego w danym momencie potrzebuje jego matka lub ojciec zapewnia sobie tym ich miłość (co dla dziecka oznacza przeżycie emocjonalne), ale jednocześnie uniemożliwia bycie sobą w przyszłości. Na przykład matka doświadczywszy cierpienia i upokorzenia w swoim dzieciństwie, u własnej córki będzie szukać/domagać się (?) zadośćuczynienia za dawne krzywdy. Role się wtedy odwracają: matka staje się córka, a córka – musi być matką swojej matki. Matka potrzebuje zaspokoić dawne swe potrzeby bycia widzianą i rozumianą, potrzebę oddźwięku i odzwierciedlenia, a dzieckiem – tak łatwo jest manipulować…



Depresja bardzo zbliża do rany, ale dopiero smutek i żal po doświadczeniu straty, prowadzi do zagojenia rany. Niektórzy ludzie chcąc podtrzymać w sobie iluzję miłości do rodziców, którzy w rzeczywistości skrzywdzili swe dziecko, wchodzą w małżeństwo z osobą silnie depresyjną i niejako „przerzucają” na żonę/męża swoje problemy. Czasem osoba wielkościowa nie szuka swej siły w pomaganiu depresyjnemu małżonkowi/małżonce, lecz usilnie zabiega o sukcesy zawodowe.

Czym jest depresja?
Depresja stanowi sygnał wyparcia swego ja, utraty siebie, wyparciu własnych reakcji emocjonalnych oraz odczuć. Depresja jest symptomem nieuleczonego zranienia, oznaką życia iluzjami. Uwolnienie od depresji nie jest tożsame z nieustającą wesołością czy brakiem cierpienie, ale jest żywotnością, czy daje wolność do spontanicznego doświadczania pojawiających się uczuć. A dostęp do swoich uczuć mamy dopiero po zaprzestaniu obawiania się doświadczenia cierpień z okresu dzieciństwa. Nie potrafimy naprawdę kochać dotąd, dopóki nie poznamy całej prawdy o sobie i naszych bliskich, choćby nie wiem jak bolesna była. Trzeba ją poznać i „przepłakać”. Nie jest dobrze, gdy pacjent z obawy przed utratą sympatii i zrozumienia ze strony terapeuty, rezygnuje z radości odkrywania własnej prawdy i wypowiadania jej przed terapeutą. Pacjent ma prawo do szacunku ze strony terapeuty dla wszystkich swoich uczuć, w tym nadwrażliwości. Aby móc żyć normalnie (czyli bez depresji, bez nałogów) każdy potrzebuje mieć oparcie w sobie, w swoim ja, czyli musi mieć dostęp do swoich potrzeb i uczuć oraz mieć możliwość je wypowiedzieć i zaspokoić. Co zrobić, aby zaprzestać nieświadomej dyskryminacji i przemocy w stosunku do dzieci? Należy uświadomić sobie jej istnienie oraz rozwinąć w sobie szacunek do napotykanych dzieci a także – rozwijać empatię wobec własnego losu.



Czasem ktoś dopiero w stosunku do terapeuty może bezpiecznie wyrazić swoją wściekłość, złość czy nienawiść, aby otworzyć się na uczucia stłumione, a które tak naprawdę nie odnoszą się do terapeuty, ale do rodzica, który blokował emocjonalny dostęp do siebie.

Z drugiej strony – wiele osób nosi w sobie ciężar niespełnionych oczekiwań rodziców. Poczucia winy powstałego we wczesnym dzieciństwie trudno usunąć z pomocą argumentów. Brak poczucia, że było się kochaną/kochanym przez rodziców jest największą raną. Zabliźni ją praca nad smutkiem i żalem. Ciało dziecka gromadzi w sobie pogardliwe spojrzenia czy reakcje rodziców. I tak tworzy się koło odtwarzania np. w przymusowych działaniach czy perwersji odtwarzania wcześniejszych traumatycznych przeżyć (np. gdy rodzice byli rozczarowani porażką dziecka, potem dorosły widzi to samo rozczarowanie w oczach innych znaczących dla niego bliskich).

„Matka nie będzie traktować swego dziecka z szacunkiem, dopóki nie zacznie dostrzegać, że aby np. skryć własną niepewność, zawstydza swoje dziecko ironiczną uwagą. Ale nigdy nie zauważy, jak bardzo dziecko czuje się upokorzone, lekceważone i niedoceniane, jeżeli nie nawiąże świadomie kontaktu z tymi uczuciami, zamiast bronić się przed nimi ironią.[…]

Jeżeli będziemy umieli dostrzegać za każdym przejawem lekceważenia kontynuację historii lekceważonego dziecka, to nie poczujemy się zaatakowani i nie będziemy zmuszeni do wewnętrznego okopywania się za najróżniejszymi teoriami. […] Pogarda, jaką okazuje pacjent, stanowi kontynuację wielu wcześniejszych doświadczeń w jego życiu i spełnia funkcję obrony przed niechcianymi uczuciami. Znika, jeśli zostaną one doświadczone, np. rozpacz i wstyd dziecka, którego miłość nie była odwzajemniona. Dopóki sami pogardzamy innymi i przeceniamy znaczenie osiągnięć, możemy wymykać się uczuciu żalu, że nie kochano nas, kiedy nie odnosiliśmy sukcesów. Poczucie wielkości gwarantuje utrzymanie iluzji: byłem kochany. Jednak uciekając przed żalem i smutkiem w głębi duszy wciąż czujemy się przedmiotem upokorzenia. Musimy bowiem gardzić wówczas tym wszystkim w sobie, co nie jest wspaniałe, dobre i mądre. […] Gardzimy tym małym, bezbronnym, zależnym od innych, ale również niewygodnym czy trudnym dzieckiem. […] zrozumienie nigdy nie było możliwe, gdyż wyparcie własnego dziecięcego losu przez rodziców czyniło ich ślepymi na potrzeby dzieci. Również świadomi rodzice nie zawsze rozumieją potrzeby swych dzieci. Jednak będą szanować uczucia dziecka także wtedy, gdy będą one dla nich niezrozumiałe. […] Perwersje seksualne, nerwica natręctw i ideologizacja nie są jedynymi sposobami uwieczniania tragedii pogardzanego dziecka.



Istnieją niezliczone, o wiele bardziej subtelne formy. Rozczarowanie dziecka z powodu odrzucenia przez rodziców jego Ja znajduje swój wyraz w tej samej formie, w jakiej dziecko doznało odrzucenia. […] Niektórzy ludzie np. nigdy nie używają głośnych czy agresywnych słów, zawsze sprawiają wrażenie dobrych i szlachetnych, a jednocześnie potrafią w jednoznaczny sposób dać odczuć innym, że uważają ich za śmiesznych albo głupich, albo zbyt hałaśliwych. Nie zdają sobie z tego sprawy i być może wcale nie chcą czegoś takiego sygnalizować […] Takie zachowanie odzwierciedla atmosferę, jaka panowała w ich rodzinnym domu, a z której w ogóle nie zdawali sobie sprawy. Dzieciom takich rodziców jest szczególnie trudno sformułować jakikolwiek zarzut, dopóki nie naucza się tego w trakcie terapii. Niektórzy potrafią być bardzo przyjacielscy, choć czasem nieco protekcjonalni, a w ich obecności każdy czuje się zerem. Potrafią przekazać uczucie, że nikt oprócz nich się nie liczy, że tylko oni mają coś ciekawego czy istotnego do powiedzenia. Inni mogą tylko ostać obok i podziwiać ich albo w rozczarowaniu i smutku wycofać się we własną nicość, nikt nie może poczuć się ich partnerem. Taki klimat stwarzają wokół siebie ludzie, którzy mieli wielkościowych rodziców. Jako dzieci nie mieli żadnych szans w rywalizacji z nimi i to samo przekazują teraz jako dorośli swemu otoczeniu. Jeszcze inne wrażenie sprawiają ludzie, którzy w dzieciństwie znacznie przerastali intelektualnie swoich rodziców, za co byli przez nich bardzo podziwiani, ale jednocześnie musieli sami radzić sobie ze swymi problemami, gdyż były one zbyt skomplikowanie dla rodziców. Ci ludzie potrafią co prawda przekazać nam uczucie mocy, lecz jednocześnie oczekują, abyśmy każdą pojawiającą się słabość opanowali intelektualnie. Mamy wrażenie, że nie potrafią zrozumieć cierpienia innych, tak jak kiedyś ich rodzice, przy których zawsze musieli być silni, nie dostrzegali istoty ich problemów.[…]

Aby w pełni móc się od tych wzorców uwolnić, poza intelektualnym wglądem potrzebujemy dostępu do naszych emocji.” (s.105-6)

Osoba, która świadomie doświadczyła wspomnień z dzieciństwa, gdy podlegała różnym manipulacjom w rodzinie czy szkole, gdy doświadczyła poczucia krzywdy i pragnienia zemsty, które się wtedy zrodziło – dużo szybciej odczyta ukryte manipulacje w życiu dorosłym oraz pozbędzie się ukrytej potrzeby manipulowania innymi. Człowiek uwolniony od bolesnej przeszłości nie przenosi swego dawnego gniewu na ludzi ze swego aktualnego środowiska. Doświadczenie dawnych silnych emocji pozwala „rozładować” napięcia ciała, które nosiło ból i cierpienie przez cały czas, uwalnia od iluzji, przywrócone zostają wyparte wspomnienia. Gdy pozwolimy sobie odczuwać gniew – uczucie to minie. Niesprawiedliwa, bo przeniesiona z dzieciństwa w dorosłość – nienawiść nie uleczona (nie doświadczona świadomie) nigdy nie ma końca. Aby człowiek mógł świadomie kierować swoim życiem musi mieć stały kontakt ze swoimi uczuciami.
Źródło:
Dramat udanego dziecka. Studia nad powrotem do prawdziwego Ja, Alice Miller,

http://trenerka.bloog.pl/...ecka,index.html
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. " :)
"...masz To, na Co godzisz się..."
"Jeszcze wszystko w życiu przede mną :) "
 
 
 
kahape 
przyjaciel forum
koalka



Pomogła: 146 razy
Wiek: 65
Dołączyła: 13 Maj 2007
Posty: 3251
Wysłany: Pią 25 Lut, 2011 11:10   "HIPOPOTAM w pokoju stołowym"

HIPOPOTAM w pokoju stołowym


Jak się szacuje, w Polsce żyje prawie cztery mln dzieci, których rodzice - oboje lub jedno - nadużywają alkoholu, oraz około 1,5 mln dzieci alkoholików. Nawet gdy dorosną, na ich życie wpływ będą miały okaleczenia emocjonalne wyniesione z dzieciństwa.

Dorosłe dzieci alkoholików (DDA) mogą stanowić nawet 35-40 proc. dorosłej populacji Polaków. Pomóc im może tylko długa i głęboka psychoterapia. Od ubiegłego roku prowadzi ją Licheńskie Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym.

„Główny pokój w domu rodziny dotkniętej alkoholizmem zajmowany jest przez hipopotama, którego istnieniu wszyscy stanowczo zaprzeczają. W rodzinie ustalone zostają trzy podstawowe reguły, których przestrzeganie staje się życiową koniecznością: Nic nie mówić! Niczego nie odczuwać! Nikomu nie ufać! Milcząc, zostawia się hipopotama w spokoju, a elementem tego milczenia jest udawanie, że wszystko jest w porządku" - napisał Tommy Hellsten w książce „Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików". To udawanie staje się nawykiem tak silnym, że w końcu traci się kontakt z prawdziwymi uczuciami.
Koszmary z dzieciństwa

- Krzywda DDA polega nie tylko na tym, że zaznały w dzieciństwie przemocy fizycznej lub psychicznej. Nieraz pijący rodzic nie był agresywny, ale przez swoje uzależnienie był często emocjonalnie nieobecny w domu. Skrzywdzić dziecko można bowiem nie tylko czyniąc mu coś złego, ale też nie przekazując mu czegoś dobrego. Dziecku trzeba poświęcić wiele czasu i uwagi. Trzeba umieć cierpliwie je wysłuchać, zrozumieć, porozmawiać, dzielić z nim radości i wspierać w trudnościach, przytulać, chwalić. Niestety, w rodzinach dotkniętych alkoholizmem czas należny dziecku zabiera alkohol. Matka zamiast skupić się na dobrym wychowaniu dzieci, swoją uwagę koncentruje na piciu męża, w którym nie ma emocjonalnego oparcia. Wzrastając w takich warunkach, dzieci czują się odrzucone, niechciane i niekochane. To z kolei rodzi w nich niskie poczucie własnej wartości i chore poczucie winy, gdyż obwiniają się za to, co dzieje się w domu. DDA mają potem w życiu duże problemy emocjonalne. Jedni poddają się i niewiele, bo brakuje im wiary w siebie. Niekiedy też powielają negatywne wzorce postępowania swoich rodziców. Inni popadają w perfekcjonizm - mówi ks. Paweł Rawski MIC, dyrektor Licheńskiego Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym. - Cały czas chcą udowodnić otoczeniu i sobie, że coś znaczą, że są coś warci. Chcą w ten sposób zdobyć uznanie, aprobatę i miłość, której zabrakło im w dzieciństwie. Nikt się nawet nie domyśla, jak wiele ich to kosztuje. Często osiągają sukcesy, ale żyją w lęku, że w każdej chwili może im się coś nie udać i wtedy stracą w oczach innych dobrą opinię, na której im tak bardzo zależy. Żyją w stresie i napięciu, które pozbawia ich radości życia i tworzy w nich pustkę egzystencjalną - dodaje.
W niewoli lęku

DDA muszą zgadywać, co jest normalnym zachowaniem, a co nim nie jest; kłamią, kiedy równie łatwo mogłyby powiedzieć prawdę; bezlitośnie osądzają same siebie; trudno jest im się bawić i radować; tłumią uczucia; traktują siebie bardzo poważnie; mają trudności w bliskich relacjach i boją się utraty własnego „ja" w bliskich związkach. Przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu; stale poszukują aprobaty, mają niskie poczucie własnej wartości; boją się odrzucenia; mają przeświadczenie, że różnią się od innych ludzi, a izolując się, czują się samotne. Są nadmiernie odpowiedzialne lub nieodpowiedzialne; przesadnie lojalne, boją się sytuacji konfliktowych, gniewu i utraty kontroli. DDA nie potrafią same uwolnić się od niszczącego wpływu przeszłości na ich życie teraźniejsze. Często trudno jest im dostrzec związek przyczynowo-skutkowy, tego co obecnie przeżywają, z tym co miało miejsce w dzieciństwie. Ratunek widzą w alkoholu, często jednak świadomość, do czego doprowadzono ich rodziców sprawia, że szukają innych „pociech", np. w pracoholizmie, seksie, hazardzie, przymusie posiadania dóbr. Mogą mieć normalne rodziny, jednak nierozwiązane i nieuświadomione problemy często są przenoszone na innych, zwłaszcza na najbliższych.
Silna pozna słabego nieudacznika

Córki alkoholików często wychodzą za mąż także za alkoholików. Nieświadomie szukają kogoś podobnego do swego ojca. Nie wiedzą, że mąż może być silny, opiekuńczy, dający wsparcie albo nie wierzą, że na kogoś takiego zasługują.

„Kobieta będzie wysyłać do otoczenia bezsłowny komunikat, który po przetłumaczeniu na język matrymonialnego anonsu, brzmiałby:
«Poznam słabego, nieodpowiedzialnego mężczyznę, który pragnie być ofiarą i pozwolić innym na kierowanie swoim życiem. Będę jego silną matką. Wezmę na siebie odpowiedzialność za jego życie, pozwalając mu trwać w kłamstwie».
W tej samej gazecie spotkać można ogłoszenie:
«Poznam w celach matrymonialnych panią w odpowiednim wieku, pragnącą nieść odpowiedzialność za wszystko i wszystkich. Będę dla niej ofiarą losu i nieudacznikiem». Spotkaniu takich osób towarzyszy często uczucie określane jako «zakochanie się». Większość małżeństw alkoholików to efekt tego typu spotkań" - pisze w swej książce Tommy Hellsten.
Ból łamanej ręki

DDA zostały pozbawione normalnego dzieciństwa. Szybko musiały wydorośleć, stając się niekiedy „rodzicami" dla swoich rodziców, przejmując obowiązki przez nich zaniedbywane. W każdym jednak DDA jest małe, skrzywdzone, płaczące dziecko, które wymaga opieki i wychowania. Tym „dzieckiem" są ich niezaspokojone w przeszłości potrzeby i pragnienia oraz niewyrażone uczucia. Dziecko bowiem, aby nie cierpieć, „zamraża" swoje emocje, tracąc z nimi kontakt. Wprawdzie nie czuje bólu, ale nie przeżywa też radości. Na terapii DDA uczą się odkrywać, nazywać i wyrażać swoje uczucia. - Jeśli problem, z jakim borykają się DDA, przyrównać do złamanej w przeszłości i źle zrośniętej ręki, to terapia polega na ponownym jej złamaniu i prawidłowym złożeniu. Towarzyszy jej pewien ból, który wiąże się z koniecznością powrotu do przykrych sytuacji z przeszłości, o których wiele osób chce zapomnieć. Jednak tylko wtedy można się uwolnić od bólu, gdy uzdrowi się jego źródło - mówi ks. Paweł Rawski MIC. Niestety, bardzo wiele DDA woli się męczyć, niż skonfrontować przez terapię ze swoją smutną przeszłością. Nie chcą otwierać ran z dzieciństwa, wracać do bólu, strachu i wstydu, jakie przeżyły. Boją się uczuć, których nie znają, a które głęboko w sobie skrywają.
Zaopiekować się sobą

Gdy mimo wszystko zdecydują się na terapię, są pełne obaw. Potem, gdy przychodzą jej pierwsze efekty, czują wielką ulgę. Terapia ma pomóc dostrzec w sobie wartość bez względu na okoliczności. - Składa się z dwóch części. Etap pierwszy to przede wszystkim czas na budowanie zaufania i bezpieczeństwa w grupie oraz w kontakcie indywidualnym. W tej fazie następuje wstępna identyfikacja z własnym DDA, edukacja na temat funkcjonowania dzieci w rodzinie alkoholowej, samej choroby alkoholowej i współuzależnienia. Rozpoczyna się praca oparta na relacji przeniesieniowej, w której terapeuta postrzegany jest jako rodzic.

Drugi etap to pogłębiona praca psychologiczna nad rozpoznanymi problemami; przepracowywanie urazów z dzieciństwa i współczesnych krzywd; porządkowanie siebie i świata według jasnych i konsekwentnie egzekwowanych zasad, zgodnych ze zdrowym stylem życia - mówi Piotr Jucyk, psy-choterapeuta LCPiOU, prowadzący zajęcia z DDA. Terapia w Centrum jest bezpłatna i trwa około półtora roku. - W naszym Centrum oferujemy również pomoc duchową. Służą temu m.in. rekolekcje, warsztaty duchowości, obozy szkoleniowo-terapeutyczne. Biorą w nich udział różne osoby: alkoholicy, ich żony i dzieci. Pomagać chcemy całym rodzinom, bo wszyscy w różnej mierze potrzebują pomocy - mówi ks. Paweł Rawski MIC.

Więcej informacji o Centrum można znaleźć na stronie internetowej: http://www.lichen.pl lub otrzymać pod nr. tel. 063-270-81-32

http://www.opoka.org.pl/b...potam_alko.html
_________________
"NIKT NIE NADEJDZIE"
Nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy.
Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Nathaniel Branden
Ostatnio zmieniony przez kahape Pią 25 Lut, 2011 11:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Astra
[Usunięty]

Wysłany: Nie 24 Lip, 2011 02:18   O wpływie dzieciństwa na życie dorosłe

Wygląda na to, że strona z której podałam ostatni link, zostanie wkrótce zamknięta. :-/
Nie jestm pewna, ale taką informację znalazłam na tej stronie.
Dlatego skopiowałam artykuł o wpływie dzieciństwa na dorosłe życie i wklejam poniżej. :-)

O wpływie dzieciństwa na życie dorosłe
Cierpienie dotyka nas wcześnie, zbyt wcześnie. Często już wtedy, gdy nasze wczesno-dziecięce potrzeby nie są zaspokojone, gdy nie jesteśmy otoczeni czułą opieką, nakarmieni, otuleni i przewinięci. Również wtedy, gdy nie otrzymujemy ciepła, pieszczot, dotyku, uwagi, szacunku dla naszej własnej dziecięcej woli, gdy nie możemy się rozwijać według własnego rytmu lub, gdy nasze dziecięce pytania pozostają bez odpowiedzi i otacza nas mur chłodu emocjonalnego. Dzieciństwo zawsze będzie zawierało elementy cierpienia i frustracji; nawet najlepsza matka nie zaspokoi w sposób doskonały wszystkich oczekiwań i potrzeb swego dziecka.

Jednakże to nie przeżywanie frustracji i bólu jest przyczyną zaburzeń psychicznych, lecz zakaz przeżywania uczuć, zakaz wyrażania swej indywidualności, bólu i cierpienia. Upadając, dwulatek boleśnie uderza się w kolano. Płynie strumyczek krwi. I łzy po policzku. Komunikat rodzicielski to najczęściej słowa: „no, przecież nic się nie stało, to nie boli, bądź dużym chłopcem, chłopcy nie płaczą”. W gorszych przypadkach jest tak: „przestań się mazgaić, nie bądź babą, co z ciebie za mężczyzna…” a nierzadko rodzic wymierza ze złością karę za „nieuwagę” lub za brudne ręce czy kolana. Otrzymujemy przekaz, że nasze uczucia są nie ważne, mamy ich nie odczuwać, i do tego jeszcze słyszymy w głosie i tonie dużo pogardy, a czasem jesteśmy karani za to, że czujemy.

Przekaz rodziców, docierający do dziecka i zakazujący mu odczuwania jest najczęściej przekazem nieświadomym, mającym na celu uniknięcie przez rodziców odczuwania własnego, stłumionego w dzieciństwie bólu.

Nie dostrzeganie cierpienia swojego dziecka jest dla rodziców jedynym i najlepszym sposobem by nie widzieć, w jakim stopniu oni sami cierpieli w zbliżonych sytuacjach. Bezwiednie powtarzają oni to, czego sami zaznali.

Dla dziecka niemożność, a w szczególności zakaz wyrażania tego, co odczuwa sprawia, że pojawia się kolejne cierpienie: niemożność bycia sobą. Od tego momentu dziecko zaczyna czuć brak akceptacji dla siebie takiego, jakim jest. Matka ma być zwierciadłem, w którym widzimy siebie. Jeśli ona nas akceptuje to i my zaakceptujemy samych siebie. Jeśli w jej oczach odnajdujemy zniecierpliwienie, złość, wstyd i brak akceptacji to sami siebie zaczynamy odrzucać. Pozostajemy z bolesnym uczuciem pustki na całą resztę życia, choć rodzimy się przecież z wewnętrznym uczuciem spójności.

Częstokroć, jako dzieci, musimy odciąć się od rzeczywistości i porzucić samych siebie gdyż cierpienie spowodowane brakiem miłości i akceptacji jest zbyt wielkie. Jest to mechanizm obronny, którego celem jest przetrwanie i przeżycie. Nie robimy tego świadomie, to się w nas dzieje.

W jaki sposób maleńki człowiek mógłby przeżyć poczucie bycia porzuconym nie odczuwając rozpaczy i braku nadziei, nie mogąc sam zaspokoić swoich potrzeb? Jest on w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mechanizm obronny polegający na odcięciu się od rzeczywistości pozwala mu przetrwać i nie odczuwać tego piekielnego bólu emocjonalnego. To cięcie jest aktem nieświadomym gdyż dziecko nie potrafi samo zdecydować o tym by zapomnieć owo cierpienie. Ta zdolność czy też raczej umiejętność przeżycia, która rozwijała się przez miliony lat ewolucji jest czymś naturalnym i normalnym u stworzeń ludzkich i nazywana jest wyparciem.

Lecz gdy dziecko wypiera swoje cierpienie blokuje jednocześnie swoje naturalne potrzeby i przez to zaprzecza istnieniu części siebie samego. To nieświadome wyparcie i unieważnienie siebie oraz swoich rzeczywistych potrzeb ma miejsce, gdy intensywność cierpienia przekracza próg tolerancji. Dziecko staje się ofiarą dokonanego wyparcia i nieświadomie nadal zaprzecza tej części siebie przez resztę życia. Najboleśniejsze jest zaś to, że stając się rodzicem przekazuje swoje własne zranienia swoim dzieciom. Nie jest w stanie rozpoznać u swoich dzieci potrzeb, które sam, będąc dzieckiem, wyparł.

Potrzeba miłości i akceptacji jest tak wielka, że dziecko zrobi wszystko by na tę miłość i akceptację zasłużyć. Wyrzekając się siebie prawdziwego wpatruje się, często z lękiem i niepewnością, w oczy opiekunów, starając się wyczytać z nich oczekiwania, jakie są mu stawiane w niejasny sposób. Rozwija też niezwykłą zdolność wychwytywania sygnałów pozawerbalnych czy też domyślania się oczekiwań rodziców.

Wyparte w dzieciństwie uczucia i emocje nie znikają. Uwięzione w dorastającym a następnie Dorosłym Dziecku, zaczynają tworzyć coś w rodzaju ciągłego stanu napięcia, tak na poziomie psychicznym jak i psychologicznym. Napięcie to tworzy przymus prowadzenia ciągłej walki mającej na celu symboliczne zaspokojenie potrzeby miłości, która nie została zaspokojona w dzieciństwie. To, co dla dziecka jest sposobem przetrwania u dorosłego staje się mechanizmem destrukcyjnym. Częstokroć prowadzi do depresji lub lęku.

Wszystkie sfery życia cierpią z powodu stłumienia wczesnodziecięcych uczuć: zdrowie psychiczne, fizyczne, związki miłosne, relacje rodzinne, przyjaźnie, sfera zawodowa. W żaden możliwy sposób osoba dorosła nie jest w stanie zaspokoić potrzeb niezaspokojonych w dzieciństwie. Rozwiązaniem tej walki może być jedynie ponowne przeżycie, stłumionych niegdyś uczuć, zablokowanego, od dawna, cierpienia.

Biorąc pod uwagę fakt, że zachowania dysfunkcyjne wynikają z emocjonalnego wyparcia, odnalezienie i ponowne odczucie emocji i uczuć są kluczem do rozwiązania konfliktu.

By uchronić się przed stłumionymi uczuciami bólu, rozpaczy, porzucenia czy odrzucenia uciekamy w różnego rodzaju zachowania jak alkohol, leki, obsesje miłosne i seks, hazard, pracoholizm, papierosy, nadmierne objadanie się czy inne zachowania. Większość z nich pozwala unikać kontaktu z pustką wewnętrzną i radzić sobie z poczuciem niskiej wartości, izolacji wewnętrznej, nieadekwatności, wycofania.

Parę słów o procesie zdrowienia…

Stłumione uczucia dopuszczone do świadomości powoli przestają stanowić przyczynę bólu, ponieważ zostają zintegrowane, tj. włączone do świadomości. Postawy i zachowania zaczynają ulegać zmianom, gdyż przestają w sposób nieświadomy służyć tłumieniu. Uwalniamy się od wyczerpującego i ciągłego przymusu zaspokajania wczesno-dziecięcych potrzeb. Teraz można zadbać o zaspokojenie swoich aktualnych, dorosłych potrzeb. Stopniowo zaczynamy przejmować kontrolę nad własnym życiem.

Energia w postaci wewnętrznego napięcia, wymagana do utrzymania w ryzach bolesnych emocji uwalnia się i przestaje zaburzać funkcjonowanie organizmu, zarówno w obszarze psychiki jak i w sensie fizycznym.

Napięcie w ciele zmniejsza się, co ma wpływ na ustępowanie symptomów psychosomatycznych. Zaczynamy coraz lepiej odczuwać swoje ciało, zaczynamy czuć, że żyjemy.

Zdrowienie to połączenie bólu z jego rzeczywistą przyczyną, czyli wydarzeniem zaistniałym w dzieciństwie i pełne odczucie bólu związanego z tym wydarzeniem. Proces ten może być przeżywany wielokrotnie, tyle razy i tak długo jak jest to konieczne dla danej osoby. Wypłakiwanie żalu z powodu porzucenia, gwałtu, maltretowania i innych nadużyć trwa czasami lata.

Odwagą jest znalezienie w sobie siły by podjąć ten trudny proces.

Gdy przestajemy postrzegać rzeczywistość poprzez pryzmat, zniekształcających ją, niezaspokojonych w dzieciństwie potrzeb, przeszłość staje się po prostu naszą historią osobistą i nie jest dłużej projektowana na wydarzenia aktualne. Stajemy się coraz bardziej świadomi tego, co jest realne

Zdrowienie to również danie sobie prawa do tego by być prawdziwym i cieszyć się życiem.

Zdrowienie trwa długo, czasem dziesiątki lat. Pierwszym jego etapem jest odstawienie szkodliwych zachowań, nałogów, kompulsji. Dopiero wtedy, gdy nie ma już mechanizmów służących tłumieniu wracają powoli poblokowane w dzieciństwie uczucia,. To tak jakby zdjąć z pełnego gotującej się cieczy, garnka szczelną pokrywkę. Buchnie para. Podobnie jest z uczuciami, mogą nas zalać jak silna fala.

Często wtedy istnieje pokusa by sięgnąć po jakiś „znieczulacz”, choćby papierosa, który tak świetnie tłumi nasze uczucia. Ale to właśnie nałogi tak służyły i służą podtrzymywaniu wyparcia. I właśnie dlatego po odstawieniu jakiegokolwiek uzależnienia pierwszym krokiem powinno być sięgnięcie w dzieciństwo, gdzie tkwią przyczyny naszego bólu


źródło: http://www.koniecmilczenia.pl/art/45mgo.html
 
 
marian_wielecki 
przyjaciel forum


Dołączył: 15 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Czw 15 Wrz, 2011 15:14   Dorosłe Dzieci Alkoholików

Długo nie umiałem się odnaleźć. Znalazłem kiedyś ten opis DDA, spodobał mi się, trafił do mnie.

Strona: http://www.osrodekpolana....lkoholikow.html

Artykuł:

DDA nie jest chorobą. DDA nie jest zaburzeniem. Określenie Dorosłe Dzieci Alkoholików zostało stworzone aby nam psychologom było łatwiej komunikować się ze sobą i abyśmy w wielkim skrócie potrafili nazwać trudności, które mogą występować u osób dorastających w rodzinach alkoholowych.

W rodzinach w których alkohol był głównym i centralnym punktem. Już samo to wskazuje, że dzieci wychowujące się w rodzinie alkoholowej nie są na pierwszym miejscu. Mniej ważne, bądź w ogóle nie ważne są ich potrzeby, problemy w okresie dorastania. Już na samym starcie, a później dorastając, dojrzewając - żyją w cieniu alkoholu i alkoholika. Muszą nauczyć się żyć w chaosie, bo nigdy nie wiadomo w jakim nastroju, w jakim stopniu upojenia alkoholowego wróci do domu pijący rodzic.

Będzie dzisiaj bił? Będzie krzyczał? Dotrzyma danego słowa i zabierze mnie na spacer albo na rower? Czy pijany położy się spać, a my będziemy udawać, że jest chory? Tak żeby nikt się nie dowiedział, że w rodzinie jest alkoholik. Bo to wstyd.

Będzie trzeba chodzić na palcach aby się nie zdenerwował? A może dzisiaj przyjedzie trzeźwy i mama będzie się uśmiechać? Brak przewidywalności powoduje chaos i niepewność; nie ma stabilizacji, która jest podstawą poczucia bezpieczeństwa. Życie w nienormalnych warunkach uczy dzieci radzenia sobie. Muszą sobie radzić bo inaczej by nie przetrwały. Nie ma dorosłego, który pomoże poradzić sobie z lękami, więc dziecko uczy się, radzić sobie samo. Nie ma dorosłego, który pokaże, że świat jest miejscem przyjaznym, radosnym.

Miejscem, gdzie można rozwijać swoje zainteresowania, że ludzie są z natury dobrzy, życzliwi, że nie trzeba się bać innych, że można ufać innym. Codzienność w rodzinie alkoholowej nie jest bezpieczna, nie można ufać, bo się zawiedziemy, albo zostaniemy skrzywdzeni, trzeba być czujnym aby nie powiedzieć, nie zrobić czegoś „złego” za co można otrzymać karę. Nie można płakać, bo to mazgajstwo i dowód słabości, a trzeba być twardym i zaradnym. Trzeba opiekować się mamą i rodzeństwem, aby ojciec nie zrobił im krzywdy. Albo należy być niezauważalnym, bo może wtedy ojciec w kim innym upatrzy swoją ofiarę. Należy być grzecznym, bo może jak będę grzeczna ojciec przestanie pić. Pod żadnym pozorem nie wolno okazywać uczuć, a szczególnie złości – bo na tatę nie wolno się złościć! Nie wolno pyskować, mówić tego co się myśli. A zresztą, czy kogokolwiek obchodzi co myśli, czuje dziecko skoro ojciec albo jest pijany, albo ma kaca, albo jest niedopity, albo trzeźwy i myśli tylko o tym aby się napić.

A mama? Mama ukrywa chorobę ojca, pracuje dużo aby zapewnić dzieciom byt materialny, pierze, sprząta, gotuje, ma swoje sposoby aby tata się nie denerwował. Albo sama w przerażeniu czeka na jego powrót i nie ma siły i odwagi aby z nim walczyć.

A dziecko jest samo. Bez nikogo. I wie, że musi przetrwać, na własnej skórze uczy się jak to zrobić. I wszystkie wypracowane i skuteczne techniki radzenia sobie z lękiem, smutkiem, niepewnością, wstydem, strachem wnosi do swojego dorosłego życia. Często niestety w dorosłym życiu okazuje się, że te sposoby przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu. Przeszkadzają nawiązywać, utrzymywać bliskie relacje z innymi ludźmi oparte na zaufaniu, szacunku, wzajemnej pomocy, zrozumieniu. Pomimo tego, iż nie ma realnego zagrożenia, Dorosłe Dzieci Alkoholików żyją bardzo czujnie, czekając na wszelkie przykrości i zabezpieczają się aby do tego nie doszło.

Jest to dla mnie zupełnie zrozumiałe, bo nie można umieć czegoś, czego nas nie nauczono. Celowo używam tutaj tego zwrotu, ponieważ jako dzieci nie możemy się tego nauczyć sami. Całą wiedzę o świeci i innych ludziach zdobywamy w dzieciństwie, dzięki postawom, zachowaniu naszych rodziców. Rodzina alkoholowa jest niesprzyjającym środowiskiem wychowawczym. Lista obszarów w których Dorosłe Dzieci Alkoholików mogą mieć problemy jest liczna. Gdybyśmy chcieli to uprościć, to można powiedzieć, że mogą mieć problemy w relacjach z innymi ludźmi i/lub w relacji z samym sobą. Jednak sposób przeżywania tych trudności i ich specyfika są zupełnie różne, dlatego że każdy człowiek jest inny.

Czy każde Dorosłe Dziecko Alkoholika potrzebuje pomocy? Nie. Ponieważ, każdy ma różne sposoby na rdzenie sobie z problemami i inne zasoby, które mu w tym pomagają. Nikogo nie można zmusić do terapii. Są osoby, które pomocy chcą, bo chcą zmienić swoje życie. To jest kwestia całkowicie indywidualna. Dlatego podstawowe pytanie brzmi: czy chcę zmienić swoje życie? Bo prawdopodobne jest także to, iż pomimo, że jesteś DDA radzisz sobie w życiu w taki sposób, że stwierdzasz, że nie. Jest dobrze. Nie potrzebuję zmian.

Terapia Dorosłych Dzieci Alkoholików jest dostosowana do potrzeb danej osoby. Nie ma reguły, mówiącej, że trzeba przepracować to i tamto albo, że trzeba zrobić to i owo. To wszystko zależy. Od osoby oczekującej pomocy i jej trudności, jak i od terapeuty i jego umiejętności, sposobu pracy. Szczególnie ważna wydaje się być relacja terapeutyczna, oparta na życzliwości, szacunku, zrozumieniu i empatii.

Gabinet terapeutyczny jest miejscem bezpiecznym, gdzie można uporać się z koszmarami przeszłości. Terapia może być indywidualna lub grupowa, gdzie dodatkowym ważnym czynnikiem w pracy terapeutycznej jest obecność członków grupy. Osoby te mają być może podobne doświadczenia z dzieciństwa, gdzie w ich rodzinach alkohol też był na pierwszym miejscu. W grupie okazuje się, że nie jesteś inny, dziwny, że nie masz się czego wstydzić.

Terapia ma na celu zrozumienie, pogodzenie się z przeszłością. Ma zagoić rany. Ma zmienić podejście do życia i do ludzi. Ma wprowadzić zmiany. Zmiany na lepsze i jakich oczekujesz, zakładając, że są realne do wprowadzenia. Ma nauczyć żyć w taki sposób aby przykre negatywne, doświadczenia z dzieciństwa nie wpływały znacząco na dorosłe życie.

Opracowała: Anna Karny – psycholog, psychoterapeuta
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 1,31 sekundy. Zapytań do SQL: 19